Termin nadsyłania gazetek wydawanych w szkołach województwa zachodniopomorskiego już minął. Bardzo się cieszymy, że tak licznie odpowiedzieliście na zaproszenie do konkursu „Szkolny Pulitzer”. Dziennikarskie zmagania uczniów pod naszą egidą, a warto przypomnieć, że „Kurier Szczeciński” organizuje plebiscyt od 2002 roku – mają już swoją lokalną renomę, ale zyskują również rozgłos w całej Polsce.
Do naszego zachodniopomorskiego konkursu zgłosiła się bowiem nawet szkoła z… Małopolski. Niestety, jeszcze nie tym razem gazetka „Copernicus” może uczestniczyć w rywalizacji na najlepsze młode pióro, ale niewykluczone, że w przyszłości lokalny konkurs zwiększy zasięg. Dziękujemy Szkole Podstawowej nr 4 im. Mikołaja Kopernika w Andrychowie, z przyjemnością przeczytaliśmy numer Waszego pisma i już wiemy, dlaczego – o czym do nas piszecie – wydawnictwo cieszy się tak dużym zainteresowaniem nie tylko uczniów, ale także nauczycieli i rodziców.
Dziś prezentujemy „TAK-sówkę”, pismo, które redagują uczniowie Niepublicznej Szkoły Podstawowej „TAK” w Szczecinie: najmłodsi z klas I – III przede wszystkim zamieszczają rysunki i inne prace plastyczne, teksty piszą uczniowie klas IV – VIII. Niezmiernie się cieszmy, że ubiegłoroczny debiutant stanie w tym roku po raz drugi w konkursowe szranki. Kołem dziennikarskim redagującym „TAK-sówkę” opiekują się nauczycielki Elżbieta Perdek, polonistka oraz Małgorzata Abramczuk-Pajor, ucząca informatyki. W piśmie nie brakuje wywiadów, recenzji, relacji ze szkolnych wycieczek i wydarzeń, które uczniowie dokumentują licznymi zdjęciami. Na łamach gazetki czytelnicy znajdą także stałe rubryki: kącik poezji i ten poświęcony domowym pupilom dzieci oraz krzyżówki, szarady, rebusy autorstwa samych uczniów podstawówki.
(kel)
Oliwia Śliwińska: - Moim dzisiejszym gościem jest trzydziestopięcioletnia Anita Borowik, psychiatra dziecięca mieszkająca w Warszawie, a także moja ulubiona ciocia, która zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań. Na początku chciałabym dowiedzieć się, co skłoniło Cię do tego, aby zostać psychiatrą dziecięcą?
Anita Borowik: - Tak naprawdę moim odwiecznym marzeniem było zostanie lekarzem i pomaganie innym ludziom w potrzebie. Psychiatria zafascynowała mnie dopiero na początku trzeciej klasy liceum, gdy zaczęłam dostrzegać mnóstwo problemów, z którymi muszą się mierzyć ludzie w życiu codziennym. Szczególnie moi rówieśnicy. Wtedy podjęłam decyzję, że chcę wiązać swoją przyszłość z psychiatrią dziecięcą.
O.Ś.: - Czy według Ciebie Twoja praca jest trudna i dlaczego tak uważasz?
A.B.: - Moim zdaniem ten zawód jest bardzo wymagający. Każdego dnia muszę mierzyć się z dziesiątkami problemów obcych mi osób i je rozwiązywać, a tym samym prowadzić swoje życie prywatne, nie zamartwiając się rzeczami związanymi z pracą.
O.Ś.: - Czy czujesz się odpowiedzialna za życie Twoich pacjentów?
A.B.: - Tak, bardzo często dzieci i młodzież, którzy do mnie trafiają, są po próbach samobójczych, więc każde moja słowo ma znaczenie i może mieć wpływ na to, czy nie będą chcieli zrobić sobie krzywdy.
O.Ś.: - Czy według Ciebie każdy może zostać psychiatrą dziecięcym?
A.B.: - Wydaje mi się, że nie. Jak już wcześniej wspomniałam, nie jest to łatwa praca. Potrzeba do niej ogromnej odporności psychicznej, co wbrew pozorom wydaje się łatwe, ale w rzeczywistości jest niezwykle trudne. Wielu ludzi wzrusza się nawet podczas oglądania smutnych filmów, a w takim zawodzie sytuacją z filmu może okazać się rzeczywistość prawdziwego człowieka.
O.Ś.: - Moim ostatnim pytaniem jest to, czy lubisz swój zawód i dlaczego?
A.B.: - Oczywiście, że uwielbiam pracę psychiatry. Mimo wielu ciemnych stron nigdy bym jej nie zmieniła. Wspaniałe jest to, że dzięki moim staraniom inni ludzie zaczynają zupełnie nowe, lepsze życie.
O.Ś.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Ci, ciociu, dalszych sukcesów w pracy.
Oliwia Śliwińska, klasa 8a
Nadszedł gorący i duszny lipiec.
Wyjazdów, przygód magiczny szał.
Czarny Dunajec wita mnie wdzięcznie
Morze żegnało szumem smutnych fal…
Jeszcze z Rewala krzyk mewy słyszę
i otrzepuję ze stóp mokry piach,
a już walizkę pakuję naprędce.
Pociągiem zmierzam pod górski dach.
Dobra lektura i świetny humor
skracają spędzone w podróży dni.
O strzelistych szczytach i wartkich potokach
każdy z wczasowiczów nieprzerwanie śni.
Długie godziny na górskich szlakach,
potęga natury na wyciągnięcie rąk.
Żleby, urwiska, stawy, siklawy
i bieluchne owce na zieleni łąk.
Minęły jak mgnienie dwa cudne tygodnie.
Obóz się już kończy, do domu wracać czas.
Choć bardzo już tęsknię za bliskimi, rodziną,
serce mam złamane – jak przecież większość z nas.
Część duszy tu zostawiam, uleciała z halnym.
Druga – nad Bałtykiem unosi się wśród fal.
Piękno naszej Polski, od morza po Tatry,
omamia, zachwyca, jest mocna jak stal.
Wspomnienia malują przed oczami obrazy,
paletą kolorów czarują mój świat.
Chcę w nim pozostać, na wieki szczęśliwy,
zachować magię z mych młodzieńczych lat.
Wojciech Dębowski, kl. 7a
Pewnego słonecznego dnia, gdy spacerowałam w lesie z moją mamą, nagle usłyszałyśmy skomlenie.
– Mamo, słyszysz ten skowyt? – zapytałam.
– Tak, idźmy za tym dźwiękiem – odrzekła mama.
Szukałyśmy miejsca, z którego dobiegało skomlenie. Mama zobaczyła szczeniaka, który utknął w pułapce na zwierzęta.
– Mamo, musimy mu pomóc! – krzyknęłam.
– Szybko, jedźmy do weterynarza! – zawołała mama.
– Czy to nie jest Furia, szczeniak sąsiadów? – dociekałam.
– Potem się tym zajmiemy, teraz jedziemy!
Pojechałyśmy do najbliższego weterynarza, który od razu nas przyjął.
– Proszę pana, co jest Furii?! – zapytałam zaniepokojona.
– Ma złamaną łapkę i kilka zadrapań – odrzekł weterynarz.
Lekarz dał nam listę leków dla Furii, bandaże, które musimy wymieniać pieskowi oraz transporter.
– Mamo, musimy powiadomić sąsiadów – rzekłam.
– Tak, ale jutro. Dziś pewnie Furia jest zmęczona – powiedziała mama.
Następnego dnia poszłam do sąsiadów z Furią na rękach.
– Dzień dobry, Adelinko. Co cię sprowadza w nasze progi? – zapytał sąsiad uprzejmie.
– Dzień dobry, wczoraj znalazłam państwa pieska w lesie.
– Dziękujemy bardzo, dzieci się pewnie ucieszą – rzekł pan Jacek z ulgą.
Oddałam szczeniaka i wróciłam do domu. Było mi smutno, bo Furia to wspaniały piesek, a sama marzyłam o takim. Musiałam się pogodzić z tym, że ma już właścicieli. Następnego dnia poszłam do sąsiadów zaproponować, czy mogę wyprowadzać pieska na spacery, kiedy właścicieli nie ma w domu. Zgodzili się. Zaczynała tworzyć się więź pomiędzy mną a Furią, spędzałam z nią coraz więcej czasu.
– Wiesz co, Furia, polubiłam cię, i to bardzo! – powtarzałam pieskowi często.
Furia krzywiła głowę, jakby próbowała mnie zrozumieć. Stałam i rzucałam piłkę. Piesek biegał za nią jak błyskawica. Przez kolejne dni uczyłam szczeniaczka różnych komend, ale szczęście nie mogło trwać długo. Pewnego dnia rano sąsiad zapukał do naszych drzwi.
– Dzień dobry, to prezent dla państwa, niestety wyprowadzamy się – powiedział i wręczył nam podarunek.
– A co z Furią?! Co ja zrobię bez niej? – krzyknęłam.
Zapłakana poszłam do pokoju. Następnego dnia miała być impreza pożegnalna. Poszłam na nią w złym nastroju. Sąsiad zaprosił mnie do stołu, gdzie były przygotowane prezenty dla każdego.
– Proszę, to dla ciebie, ten jest wyjątkowy – rzekł pan Jacek.
Ten podarunek był dziwny, z dziurkami. Gdy go otworzyłam, aż krzyknęłam.
– Furia!!! Ale przecież to wasz piesek!!
– Moje dzieci są uczulone na sierść, a gdy widzieliśmy, jaka więź powstała między wami, musieliśmy ci ją oddać… – wyznał wzruszony, gdy Furia zaczęła lizać mnie po twarzy. Ja i Furia spędzamy ze sobą całe dnie. Piesek stał się moim najlepszym przyjacielem.
Adelina Kurłowicz, kl. 5a