Piątek, 22 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Z Berlina do Gdańska

Data publikacji: 27 sierpnia 2015 r. 16:13
Ostatnia aktualizacja: 27 sierpnia 2015 r. 16:12
Z Berlina do Gdańska
 

Był malarzem, grafikiem i rysownikiem, Polakiem – jak twierdził – urodzonym w Gdańsku. Od 1797 r. był dyrektorem Berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. W roku 1773 odbył znaczącą w jego twórczości podróż z Berlina do Gdańska.

Odszukałem niedawno jego grób na Cmentarzu Francuskim w Berlinie. Odnalazłem też na tym niewielkim cmentarzu groby słynnych pisarzy, m.in. Anny Seghers, Bertolda Brechta i Bodo Uhsego, filozofów, Fichtego i Hegla, oraz prezydenta RFN, Johannesa Raua. Wielkością wszystkie są sobie równe, zadbane, ukwiecone, jakby zmarłych pochowano wczoraj. Cmentarz sprawia wrażenie pięknego parku.
Byliśmy tam z żoną, córką i jej dziećmi. Mimo deszczowej pogody spotkaliśmy wielu turystów, także z Polski. Ktoś przed nami zapalił już tego dnia Chodowieckiemu znicz.

W moim pokoju w Warszawie wiszą trzy jego prace, które dostałem przed laty od śp. Edmunda Jana Osmańczyka, słynnego przedwojennego działacza berlińskiej Polonii, a po wojnie posła na Sejm i znanego publicysty.
Daniel Mikołaj Chodowiecki niemal całe dorosłe życie spędził i przepracował w Berlinie. Nie zmienił polskiej pisowni swego nazwiska, by ułatwiać Niemcom jego wypowiadanie, np. na Kodowicki, czy Hodowicki, a cierpliwie kazał wymawiać: „Cho-do-wie-cki”. Świetnie znał też francuski. Jego matka pochodziła z hugenotów, osiadłych w Gdańsku.

Urodził się 16 października 1726 r. Miał zaledwie osiem lat, gdy dla swego miniaturowego malarstwa wybrał temat Saksończyków i Polaków, którzy zawsze żyli w przyjaźni. Bardzo wcześnie wykonał też portret Stanisława Leszczyńskiego, wyposażając go we wszystkie atrybuty władzy królewskiej, łącznie z ozdobną koroną i polskim orłem.

Sławę w Europie przyniosły mu szkice z życia codziennego różnych ludzi, bez względu na ich pochodzenie, status społeczny, religię. Stąd pozostał w historii sztuki świata jako „twórca obyczajowy”. Opanował do perfekcji utrwalanie szczegółów. Malował też miniaturowe obrazki na miedzianych płytkach,, na tabakierkach, różne wzory na emaliowanych przedmiotach, popularnych za jego życia. Farby przygotowywał według własnej receptury. Lubował się w tradycyjnym ornamencie. Uwiecznił swoje czasy w niezliczonych scenkach rodzajowych, portretach i ilustracjach, również książkowych.
W roku 1773 odbył kilkudniową podróż do Gdańska, w czasie której prowadził dziennik. Zapiski ilustrował rysunkami. Jest ich ponad sto. Pisał po francusku. Niemieckie tłumaczenie dziennika opublikował prof. Wolfgang von Oettingen („Von Berlin nach Danzig”, Berlin 1895).

W podróż wyruszył konno, rankiem 3 czerwca 1773 r. W jednym z rysunków utrwalił pożegnanie z żoną i dziećmi, sportretował Polaka, stajennego, który towarzyszył mu w drodze. Zatrzymywał się m.in. w dzisiejszych Pyrzycach (rysował fragmenty miasta), jego droga wiodła przez Stargard (rysował m.in. ówczesną noclegownię), zahaczył o Nowogard, gdzie w szczegółach utrwalił młyn wodny, Karlino, Koszalin. Szkicował spotkanych ludzi, przyrodę, wioski, miasta, uwiecznił kaszubski zajazd, wieczorne rozmowy przy winie, przedmieścia Gdańska (Oliwę).

Gdańsk, do którego przybył 11 czerwca, tętniący życiem i niemieckim, i polskim, namiętnie portretował przez osiem tygodni. Utrwalił swój dom rodzinny, lipy, w sadzeniu których uczestniczył jako dziecko, sportretował niemal całą swoją rodzinę: siostrę, matkę, ciotki, szkicował polskie konie, dorodniejsze – jego zdaniem – od niemieckich. Utrwalił modlących się Polaków w kościołach, panią wojewodzinę Przebendowską i jej męża, ludzi, których poznawał podczas różnych wizyt, ich domostwa, szczegóły życia i zwyczajów, zarówno polskość, jak i niemieckość miasta, księżnę Czapską i niemieckich duchownych, osoby świeckie, bogatych i biednych. Był „za pan brat” z niemieckim burmistrzem i polskimi przedstawicielami społeczności gdańskiej. Pozostawił obrazy pełne życia, szczegółów, strojów, mebli, a nawet uczesania kobiet.

Berlińczycy z szacunkiem odnoszą się do miejsca jego pochówku. Pracował i tworzył na styku kultur, w 1992 r. Günter Grass założył w Berlinie fundację jego imienia. W Polsce jest za mało znany. Pamięta o nim Gdańsk, gdzie w 2002 r. wydano polskie tłumaczenie dziennika z jego podróży, i gdzie w tym roku, w 242. jej rocznicę, zorganizowano Gdańskie Dni Chodowskiego. Zaczęła je inscenizacja przybycia artysty do rodzinnego miasta.

Karol CZEJAREK

Na zdjęciu: Daniel Chodowiecki - Uliczka w Pyrzycach

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA