Artur Giza-Zwierzchowski, terapeuta par i małżeństw z Pracowni Psychoedukacji przy ul. Jagiellońskiej w Szczecinie:
Warto niekiedy poświęcić nieco uwagi na analizę własnych wyborów w obszarze łączenia się w pary. Może to nas bowiem przybliżyć nie tylko do lepszego rozumienia siebie, ale i innych wokół nas. W wypadku powielania nietrafnych wyborów, odmierzanych kolejnymi nieudanymi związkami, staje się to właściwie nieodzowną pracą do odrobienia.
Wielu może się to nie podobać, trudno jednak zaprzeczyć biologicznym podstawom bycia we dwoje. Chociaż usilnie staramy się o tym zapomnieć, maskując ubraniami i rozwiniętymi rytuałami naszej kultury, wciąż jesteśmy zwyczajnymi zwierzętami o nieco bardziej rozwiniętych mózgach. Podlegamy więc także biologicznej popędowości prowadzącej do zachowania gatunku. W tym wypadku łączenie się w związki stanowi skutek popędu seksualnego wraz z jego pochodną w postaci długiego okresu opieki, jakiej wymaga ludzkie potomstwo. To w zasadzie wymusiło na naszym gatunku scalanie się w pary i grupy rodzinne, którym łatwiej było sprostać takim wyzwaniom. Z tej perspektywy możemy śmiało powiedzieć, że jednym z istotnych magnesów przyciągających nas do siebie jest atrakcyjność fizyczna, stanowiąca o lepszych perspektywach ewolucyjnych wspólnych dzieci. Pokrewnym czynnikiem jest wysoka pozycja społeczna wyrażana stanem posiadania lub prestiżem jednostki, ona także tworzy lepszą perspektywę dla przyszłości naszego kodu genetycznego.
Przekładając to na język codzienności, warto, abyśmy poza oczywistą powierzchowną atrakcyjnością zwracali także uwagę na subtelne wskazówki naszej zwierzęcej natury. Nie każdy zdaje sobie na przykład sprawę z tego, jak ważnym przewodnikiem jest nasz węch. Biolodzy pozostają dość zgodni w opinii na temat naszej zdolności do wykrywania za pomocą tego zmysłu biologicznego dopasowania partnerów. Jest zatem istotne, jak odbieramy zapach osoby, z którą zamierzamy się wiązać. Warto zaznaczyć, że ignorując biologiczne uwarunkowania naszych wyborów, bardzo łatwo ryzykujemy bycie zmanipulowanym. Bez cienia wątpliwości powiedzieć można, że staliśmy się mistrzami kamuflowania własnych niedoskonałości. Makijaże, stroje, pachnidła, wszystko to stanowi arsenał, który bardzo łatwo może zwieść nieświadomą osobę.
Oczywiście o naszej wyjątkowości stanowi przede wszystkim nasza psychika. Dzięki niej docieramy do prawdziwego labiryntu uwarunkowań prowadzących nas ku sobie. Wśród ich mnogości warto zdawać sobie sprawę z mechanizmów projekcji, jakimi obdarzamy obiekty naszej adoracji. Zwykle wydaje nam się, że poznając kogoś, poznajemy po prostu nową osobę. Oczywiście panuje zgoda co do tego, że na poziomie świadomym tak właśnie jest. W psychoterapii ciekawe jest jednak szczególnie to, co dzieje się z nami w obszarze nieświadomości. Okazuje się, że dość częstą właściwością owej owianej nimbem tajemniczości części naszej psychiki jest nakładanie na nowo poznaną osobę uczuć pochodzących z innej ważnej relacji z odległej przeszłości – najczęściej wczesnego dzieciństwa. Może to prowadzić do wielu skomplikowanych sytuacji, zwłaszcza jeśli projekcja taka jest bardzo odległa od realnego obrazu osoby, na którą jest rzutowana. W relacji z osobą projektującą na nas możemy przeżywać poczucie zagubienia i nieadekwatności reakcji na nasze zachowania, z czasem bowiem różnice pomiędzy projekcją a realnym człowiekiem wywołują nieunikniony frustrujący dysonans.
Masz pytanie do terapeuty par i małżeństw? Prześlij je pocztą na adres redakcja@kurier.szczecin.pl.
Fot. EPA/Luis Eduardo NORIEGA, Ryszard PAKIESER