Miał być szczypiornistą - pięć lat trenował w Kusym. Jednak wybrał inną sportową ścieżkę. Podczas niedawnych, wrześniowych Targów Fitness i Wellness w Warszawie, odbyło się także Grand Prix Warszawy w Fitness, będące eliminacjami do Arnold Classic Europe 2015 w Fitness. Pan Dawid zajął tam trzecie miejsce 3. miejsce w fitness plażowym mężczyzn (kategoria: debiutanci) i 4. miejsce w fitness plażowym mężczyzn (kategoria: sylwetka powyżej 178 cm).
- Byłem bardzo zestresowany, nie interesowała mnie otoczka targów, pozostali zawodnicy, chciałem wypaść jak najlepiej, wyjść i pokazać się z jak najlepszej strony. Praca, którą wykonałem, by przygotować się do tych zawodów trwała kilka miesięcy. A sam występ kilkanaście minut... Najpierw za scenę trzeba nałożyć na ciało bronzer, dzięki temu mięśnie są lepiej widoczne. Najpierw wychodzą wszyscy i prezentują pozy obowiązkowe. Potem są pokazy indywidualne grupy finałowej, tam trafia sześć osób. Każdy ma około minutę, jest podkład muzyczny.
Pan Dawid przyznaje, że piłka ręczna poszła na bok w czasie młodzieńczego buntu. Sport sam w sobie jednak został. Były inne dyscypliny, a przede wszystkim siłownia. Zresztą teraz od czasu do czasu zdarza się panu Dawidowi się pograć w szczypiorniaka.
- Nie wiedziałem, co tak naprawdę mam w życiu robić. Było wszystko i nic. Uznałem, że stawiam na jedną kartę. Bo chcę coś osiągnąć. Że sport jest ze mną od zawsze, że bez ruchu nie ma właściwie dnia i nie potrafiłbym bez niego żyć. Ukończyłem kurs trenera personalnego, zacząłem pochłaniać specjalistyczne książki, zgłębiać wiedzę na temat właściwego odżywiania, suplementacji, reakcji organizmu i wszystkiego co jest związane z pracą nad sylwetką, nad zdrowiem. Potoczyło się to szybko. I już wiem, że to jest to, co chcę robić. Czerpię z tego ogromną satysfakcję, radość. Jestem indywidualistą, kulturystyka okazała się strzałem w dziesiątkę. Ten mój udany debiut sprawił, że jestem ogromnie zmotywowany, mam dużo siły. Chcę mierzyć się w przyszłości z najlepszymi. I będę do tego uparcie dążył.
Na warszawskie zawody przygotowywał się sam, tym większe zadowolenie z podium. Bo przecież konkurenci korzystali z opieki doświadczonych trenerów.
- W mojej kategorii nie chodzi tylko i wyłącznie o mięśnie, ale bardziej ogólnie - o prezencję. Uznałem, że stres może mi tylko popsuć to wszystko nad czym pracowałem tak ciężko przez wiele miesięcy. Dlatego nie pozostawało mi na scenie nic innego, jak uśmiechać się i cieszyć się z tego, co udało mi się wykonać. Nerwy nic by nie pomogły. Każdy ze znajomych reaguje na moje hobby inaczej. Jest wiele osób bardzo, bardzo życzliwych, dostałem mnóstwo gratulacji i to daje takiego pozytywnego „kopa". Ale jest też niedocenianie, hejt. Bo gdy ktoś odnosi sukces, część ludzi za dobrze się z tym nie czuje... Ja to co robię, robię dla siebie. Fajnie, gdy ktoś doceni.
Na co dzień pan Dawid pracuje jako trener personalny.
- Moją ambicją jest trenowanie sportowców. Mam klientkę, dojrzałą kobietę, aktywną, ale borykającą się z bólem kręgosłupa i kolana. Chodziła zatem na różne zabiegi wykonywane przedziwnymi metodami. Treningi ze mną sprawiły, że nie boli ją już kręgosłup, zapomniała na czym polegają te wszystkie zabiegi. Widzieć na uśmiech na czyjejś twarzy dzięki swojej pracy - wymarzona sytuacja. Wiem, że muszę ciągle nad sobą pracować. Nie mogę trenować kosztem swojego zdrowia. Jeśli tylko ono pozwoli, chciałbym osiągnąć sukces na arenie międzynarodowej. Marzy mi się też własna działalność w branży fitness, ale myślę także o branży gastronomicznej. Wychodzę z założenie, że można robić mnóstwo, ale niezbyt dobrze, kilka rzeczy, lecz też nie za dobrze, albo też jedną, przy czym znakomicie. I to przynosi wymierne rezultaty. Ja przekonałem się, że oddanie się w pełni swojej pasji daje wyniki. ©℗ (kol)
Na zdjęciu: Dawid Borowski (z prawej) miał być szczypiornistą.