- Miesiąc miodowy w Szczecinie? - takim pytaniem miała powitać ich na lotnisku w Goleniowie jedna z pracownic portu, która nie ukrywała swojego zdziwienia. Ciragh i Jerome Simpsonowie na co dzień mieszkają w Toronto. Ona jest Angielką, wychowywała się w Cambridge, on pochodzi z Kanady. Znają się od trzech lat, a pierwszy raz spotkali się w Mexico City. Ciragh uczy w szkole języka angielskiego, Jerome pisze scenariusze do kreskówek. W tym roku wzięli ślub, najpierw w Kanadzie, następnie w Anglii. - Nie wszyscy nasi krewni i przyjaciele mogli przyjechać do Toronto, dlatego urządziliśmy uroczystość również w Anglii - mówi Jerome.
Tam zadecydowali, że to właśnie Szczecin będzie miejscem, w którym spędzą podróż poślubną. O wyborze zadecydował przypadek.
- Pierwotnie mieliśmy inne plany. Chcieliśmy wynająć samochód w Anglii, podróżować po kraju, odwiedzić Szkocję. Mieliśmy jednak techniczne problemy z wynajmem, więc zmieniliśmy zamiary. Sprawdziliśmy w internecie, dokąd można tanio dolecieć z Londynu. I wtedy zobaczyliśmy tę nazwę - tłumaczy Jerome.
„Szczecin". Nie mieli pojęcia gdzie to jest, jak wymówić to słowo, ale podczas naszej rozmowy idzie im to już świetnie. W przeglądarce internetowej obejrzeli zdjęcia miasta, które ich zaintrygowało. Dlatego zdecydowali się przyjechać właśnie tu. Choć na ich celowniku był jeszcze Kraków i Maroko.
- Chcieliśmy pojechać w miejsce, w którym żadne z nas wcześniej nie było. Nigdy dotąd nie odwiedziliśmy Polski - opowiada Jerome. - Zdjęcia, które zobaczyliśmy, spodobały się nam. Argumentem były też atrakcyjne ceny. Stwierdziliśmy, że będzie to świetna przygoda. Oboje, razem czy osobno, podróżowaliśmy już w wiele miejsc. Pragnęliśmy pojechać tam, skąd przywieziemy jakieś nowe, wspólne wspomnienia - dodaje.
Ciragh i Jerome lubią postępować trochę inaczej niż wszyscy, co przekłada się także na podróże. - Ludzie oczekiwali, że pojedziemy na Hawaje albo w inne popularne miejsce. Wybraliśmy coś innego - opowiada Ciragh.
W ciągu niemal tygodniowego pobytu cały czas spacerowali po mieście. Podziwiali architekturę, inną niż ta w Toronto czy Montrealu. - Jest tu wiele bardzo interesujących budynków, obeszliśmy czerwony szlak turystyczny i jesteśmy zachwyceni - mówi Ciragh. Odwiedzili szczecińskie parki, byli w Pleciudze, gdzie obejrzeli jedną ze sztuk i zajrzeli za kulisy. W Trafostacji podziwiali wystawę autorstwa Gilada Ratmana. Mieli w planie także wizytę na Cmentarzu Centralnym.
Według nich, Szczecin to bardzo czyste miasto, po którym łatwo się poruszać, zwłaszcza pieszo. Kiedy mówię im, że nie każdy szczecinianin zgodziłby się z tą opinią, Jerome odpowiada, że jest to piękne miasto, a ludzie zazwyczaj nie doceniają miejsc, w których żyją. Tak samo jest w Toronto, gdzie wielu też narzeka.
Jerome ma duże zdolności językowe. Rozmawia płynnie w kilku językach. Bardzo interesuje go także polszczyzna. Uważa, że wręcz nietaktem jest nieprzyswojenie podstawowych zwrotów w języku kraju, który się odwiedza. Dlatego, gdy wieczorem wybraliśmy się wspólnie na koncert towarzyszący turniejowi Pekao Open, po krótkiej konsultacji sam zamawiał w barze, mówiąc po polsku.
Co ich zaskoczyło w Szczecinie? Ilość lodziarni, są prawie na każdej ulicy. Skoro jesteśmy przy kuchni, młodożeńcy z entuzjazmem opowiadali o pierogach, smalcu, kanapkach z rybą. Zdziwiło ich, że wiele miejsc jest zamykanych dość wcześnie.
- Czy Szczecin ma jakieś życie nocne? - pytają.
Co prawda nie przyjechali tu, aby uprawiać clubbing, ale nie są przyzwyczajeni do obrazu opustoszałych wieczorem miejskich ulic. Niespodzianką okazał się też mostek w parku Kasprowicza obwieszony kłódkami zakochanych. Może trudno w to uwierzyć, ale pierwszy raz spotkali się z czymś takim. Zaskakującym widokiem były Ptaki Hasiora oraz wszechobecne symbole Gryfa. Do nowych doświadczeń zaliczyli zetknięcie ze specyficznie zaprogramowaną sygnalizacją świetlną na przejściach dla pieszych. - Na niektórych ulicach, aby zdążyć przejść za jednym razem, trzeba przebiegać - mówi wyraźnie rozbawiona Ciragh.
Ona i Jerome spotkali się ze mną już pod koniec swego pobytu w Szczecinie. Ocenili, że są bardzo zadowoleni z podróży poślubnej, którą w całości spędzili w stolicy Pomorza Zachodniego. Zapowiadają, że na pewno tu wrócą na 35. rocznicę ślubu, czyli w 2050 roku. Nie skojarzyli tego zupełnie z marką Szczecin Floating Garden 2050...
Szymon WASILEWSKI
Na zdjęciu: Od lewej Ciragh i Jerome przed fontanną przy Teatrze Lalek "Pleciuga".