Lepiej mieć widok z okna na trawę i pełne kwiatów rabaty, które w dodatku przyciągają owady i ptaki niż zabetonowany plac i wdychać spaliny z rur wydechowych odpalanych nieustannie parkowanych na nim aut. Tę dewizę wziął sobie do serca i jest jej wierny Franciszek Konkolowski, emerytowany kolejarz,. Najbliższe otoczenie z poszarzałymi elewacjami, które tworzą Wspólnotę Mieszkaniową „Podkowa” przy ul. Legionów Dąbrowskiego, dba od ponad dwóch dekad. Teraz swą uwagę i pasję ogrodnika - co podkreśla - skupia już tylko na jednym ze skrawków pozostałych wciąż jeszcze terenów zielonych na tyłach nieruchomości.
Ogrodnictwo to jego żywioł. Rodzice mieli gospodarstwo, z końmi i wielkim ogrodem, a jego mama sadziła w nim kwiaty. I - tak jak ona - pan Franciszek nie wyobrażał sobie najbliższego otoczenia, w którym zamieszkał, z podwórkami-pustyniami, bez kwiatów, trawy, krzewów i drzew.Kiedy z rodziną ponad 20 lat temu sprowadził się w ten zaułek szczecińskiego Turzyna, z jednym z sąsiadów zabrali się za urządzanie przykamienicznych ogródków. Zaczęli dla przyjemności i satysfakcji zmieniać siermiężny, smutny krajobraz, jaki roztaczał się przed ich oknami. Jego relikty zresztą obecne są w nim do dziś, jak choćby garaże wciśnięte na tyły budynków.
Po przejściu na emeryturę niezmiennie wciąż oddaje się swej ogrodniczej pasji. Nie tylko przy domu, ale i na działce. Na tej ostatniej uprawia warzywa, ma okazały zielnik, a mogąc spędzać teraz w nim więcej czasu, chętnie też eksperymentuje z roślinami, zajmując się amatorsko i na własny użytek szkółkarstwem. Właśnie tak z Kępy Parnickiej do przydomowych ogródków podwórkowych na Turzynie sprowadził i regularnie przywozi sporo roślin, wzbogacając albo uzupełniając nasadzenia na rabatach zieleńca.
– Zaczęło się od róż, potem doszły kolejne rośliny, w tym flance z upraw działkowych, w tym krzewy hibiskusa. Ten, który rośnie w podwórzu, jest niezwykły, bo dwubarwny, jego kwiaty zakwitają na fioletowo i na biało. To taki dość nieoczekiwany efekt moich szkółkarskich eksperymentów – wspomina pan Franciszek.
Od podwórza na skrawu ziemi nie brak hortensji, liliowców i róż licznych odmian. Są i rabatowe, okrywowe, pienne, pnące, wielko- i drobnokwiatowe, szlachetne stare odmiany oraz współczesne hybrydy. Jedne pięknie pachną, podczas gdy inne tak tylko wyglądają. A wśród nich te ukochane przez pana Franciszka: herbaciane.
Tam też znalazło się miejsce na miejski hotelik dla pszczół. Z kwitnących tu wielu roślin mogą czerpać nektar. Jest też dla nich schronienie na zimę. W korony drzew zlatują się i śpiewają ptaki. Pan Franciszek zadbał o budkę lęgową dla kosa, w drugiej stałymi już bywalcami są sikory. Znalazł się też już na stałe kącik z ziołami, których każdy z mieszkańców, przed wejściem do klatki schodowej, może sobie urwać i dorzucić do przyrządzanych w domu potraw. Każdy na wyciągnięcie ręki ma m.in. miętę, rozmaryn, melisę.
W zależności od sezonu w pejzażu podwórkowym pojawiają się rumianki, rudbekie, złocienie, dzielżany, cynie, goździki brodate, dzwonki, astry, krwawniki, Kwitną szałwie obok krzewuszek, aksamitek, ślazów i mieczyków. Od minionego roku pojawił się pieris japoński. Znalazło się też miejsce dla laurowiśni. A na rabacie urządzonej tuż przy ścianie budynku swoimi kolorami rozjaśniają otoczenie hosty w kilku odmianach, o różnych pokrojach liści, odcieniach zieleni i o tej porze roku, czyli latem, pojawiających się okazałych kwiatach. No o - co oczywiste - dorodne hortensje.
- Ważne jest, żeby roślinom dostarczać właściwe składniki dla ich rozwoju i na przykład stosować nawóz ozimy bez azotu, by za wcześnie za mocno nie wybujały, a kiedy trzeba, to podsypać nawozami, np. mocznikiem czy saletrą - dzieli się pan Franciszek jedną z rad, będącą efektem przeszło dwóch dekad swych doświadczeń.
W zakątku przy ul. Legionów Dąbrowskiego jest też miejsce dla kwiatu tytoniu, kobei i ostróżki. Wraz z nadejściem wiosny na rabatach zakwitają tulipany, żonkile, cesarskie korony, a przestrzeń obsianą trawą opanowują krokusy. Pośrodku niej wyróżnia się zaś rozłożysty kilkunastoletni świerk, na czas Bożego Narodzenia zamieniający się w świąteczne drzewko z bombkami oświetlane lampkami. Teraz spędza sen z powiek pana Franciszka, bo z powodu braku opadów zaczął usychać.
– Coraz częściej słyszę od niektórych osób, że może dałbym sobie już spokój, po co to robię. Nie ma się co wysilać, chodzić wokół tych roślin. W tym roku i w minionych latach był i jest wciąż problem z wodą, przy braku deszczu rośliny marnieją, część uschła, a na podlewanie z instalacji w budynku część sąsiadów krzywo patrzy, bo to dodatkowy koszt. Nie zrażam się jednak i staram się, na ile to możliwe, by nadal było wokół nas zielono i kolorowo – podsumowuje pan Franciszek. – Bo zieleń i kwiaty to życie. ©℗
Tekst i fot.: Mirosław WINCONEK