Niewielki, nawet najwęższy pas gruntu wokół budynku w ścisłym centrum miasta, wśród gęstej zabudowy, da się zagospodarować tak (i systematycznie dbać o niego), by mógł być przyjazną mieszkańcom przestrzenią. Tak jak ten na tyłach budynku wspólnoty mieszkaniowej przy ul. Tkackiej 64-66. To zasługa Jana Kaczyńskiego, od wielu lat opiekuna enklawy, o której zwykł mawiać, że to „ładne podwórko za żelazną bramą”.
Przygodę ogrodnika pan Jan, były żołnierz zawodowy, pracownik MON, rozpoczął w Szczecinie kilkanaście lat temu, gdy wraz z małżonką przeprowadził się tutaj na stałe z Warszawy. I choć siły już nie takie jak kiedyś, bo w zacnym już jest wieku, a co za tym idzie bagaż doświadczeń życiowych też spory, doglądanie i pielęgnowanie roślin, jakie rosną na skrawkach ziemi na tyłach budynku wspólnoty, to dla niego przyjemność i zarazem wyzwanie. A także jedno ze spełnionych w życiu marzeń.
– Na Zabajkalu, na Syberii, gdzie trafiłem jeszcze jako mały chłopak i spędziłem na zesłaniu w sumie sześć lat, była tylko tajga, wszędzie las. Nie było jakichkolwiek kwiatów. To pamiętam jak dziś. Codzienne życie w ziemiankach i okropny głód na tej nieludzkiej ziemi panowały. Stąd pewnie ta moja tęsknota za kwiatami. I moje marzenie o nich przez cały ten czas spędzony na wygnaniu, kiedy każdego dnia każdy z zesłanych walczył, by przeżyć kolejny dzień – opowiada pan Jan łamiącym się głosem, bo to powracające i mimo upływu dekad wciąż bolesne wspomnienia.
Teraz na emeryturze spełnia się to, za czym pan Jan, pochodzący z położonego na dawnych Kresach II RP Nowogródka (dziś miasteczka w obwodzie grodzieńskim na Białorusi), tęsknił w dzieciństwie i wczesnych latach młodości. Dogląda roślin, przycina je, wysiewa nowe. I je podziwia. A wraz z nim jego sąsiedzi.
Najpierw były to głównie róże. Te jednak marniały z roku na rok, mimo usilnych starań nie udało się ich odratować i reszty dopełniły mszyce. Krzewy trzeba było wykarczować. Teraz wąskie rabaty wzdłuż muru i ogrodzenia przyległego parkingu porastają hibiskusy, wielokolorowe malwy, hortensje, piwonie.
– W tym sezonie szczególnie właśnie hibiskusy okazują swą urodę. Udało mi się je rozmnożyć z nasion. Ten najokazalszy krzew zajmuje narożnik podwórza, kolejne, młodsze i nieco mniejsze też już rosną na wąskiej rabacie wzdłuż jednej ze ścian i są coraz większe i coraz obficiej kwitną. Niestety – część kwiatów niektórzy przechodzący obrywają. Nie wiem po co, bo są one delikatne i zerwane szybko więdną – zżyma się pan Jan.
W niewielkiej wspólnotowej przestrzeni znalazło się też miejsce dla juki, bzu w kąciku przy parawanie śmietnikowym, gdzie kiedyś była piaskownica. A wszystko przetykane krzewami irg, tuj, pierisami, aksamitkami, nagietkami, ślazami i dzielżanami. W tym sezonie przy wąskiej rabacie pojawiły się też skrzynki z pelargoniami.
– Lubię przysiąść na ławeczce i patrzeć godzinami na te wielobarwne, z różnymi odcieniami zieleni i kwiatów ściany wokół domu. Na to ładne podwórko za żelazną bramą – podsumowuje pan Jan swą krótką, acz pełną wzruszeń opowieść.
Dowodem zaś uznania i podziękowania współmieszkańców dla pana Jana za wkład pracy w utrzymanie zieleni na terenie podwórka jest stosowna tabliczka pamiątkowa, umieszczona na jednej ze ścian budynku. Wisi zresztą w bliskim sąsiedztwie – co oczywiste – jednego z pielęgnowanych przez niego krzewu hibiskusa. Znalazły się na niej ponadto gratulacje za zdobycie III miejsca w ubiegłorocznej edycji naszego konkursu w kategorii innych form zagospodarowania terenu spośród zgłoszeń indywidualnych. ©℗
Mirosław WINCONEK
Fot. Mirosław WINCONEK