Podwórko w śródmiejskiej zabudowie nie musi być szare i brudne. Od lat udowadnia to Zbigniew Stankiewicz, dobry duch i opiekun na co dzień takiej studni na tyłach kamienicy przy al. Papieża Jana Pawła II 22.
Efekty starań pana Zbigniewa rokrocznie docenia konkursowe jury. Dość powiedzieć, że od lat nie tylko nie schodzi on z pudła, ale nie ma konkurencji w zielonej rywalizacji w kategorii „inne formy zagospodarowania terenu/zgłoszenia indywidualne". Regularnie zdobywa w niej tytuł za najpiękniej urządzone i utrzymane podwórko.
- To nie tylko dla mnie wielka radość. A z tego ogrodu także radość czerpią inni mieszkańcy, moi sąsiedzi. Nie u wszystkich może to, co ich teraz otacza, budzi fascynację, ale ich cieszy i zawsze mi kibicują. Bo ktoś tę pracę, by był efekt, wykonać musi, a od roboty jestem właśnie ja. Wiele osób z zewnątrz też do nas zagląda i dziwią się, że takie miejsce i u nas może być tak zadbane. To wymaga jednak stałej opieki, doglądania, systematyczności. Nie wystarczy podlać, czy przyciąć roślin - opowiada pan Zbigniew. - Czasem krzewy chorują, atakują je różne szkodniki. Ostatnio np. w rododendronie, który kupiłem, zadomowił się opuchlak. Wtedy trzeba wykonać oprysk.
Dziedziniec między frontem a oficyną ograniczony jest murami garaży oraz sąsiedniej kamienicy. Tutaj słoneczne promienie docierają ledwie przez kilka godzin i nie więcej niż na trzy metry szerokim pasem do południa błądzą ledwie i nieśmiało po roślinach. Stąd też ich dobór, czyli w większości krzewy zimozielone i iglaki.
Wkoło bujna zieleń w każdym zakątku przeplatana roślinami sezonowymi, jednorocznymi. Rower sprzed dziesiątek lat, kupiony w punkcie skupu złomu za 15 zł – teraz w roli klombu z okazami jednej z odmian komarzyc. Trzepak służący do zawieszania donic tym razem wypełnionych surfiniami obsypanymi białymi kwiatami rozjaśnia elewację jednej ze ścian kamienicy.
Tuż obok spowita zielonym baldachimem liści rdestu huśtawka. Naprzeciwko odrapanej, z liszajami i obłupanymi kawałami tynku elewacji przesłaniające ją choć w części bluszcz, pnącego się do ostatniego piętra oraz ściana zielonych nasadzeń i skrzynki begonii bądź pelargonii w kilku kolorach na parapetach okien w parterze.
- Ten bluszcz to taka nasza lokalna oczyszczalnia powietrza - dodaje pan Zbigniew, który oprowadza nas po tajemniczym podwórku-ogrodzie za drewnianą bramą, nie wypuszczając sekatora z dłoni.
Nieco dalej na schodach prowadzących do oficyny też donice z begoniami przetykane komarzycami. W innej części podwórka-ogrodu funkie, fuksje, hortensje, okazała laurowiśnia, a zakątek z pojemnikami na śmieci przesłonięty okazem klonu palmowego.
To miejsce wciąż się przeobraża. Stopniowo, rok po roku. Od ponad dekady. Gdziekolwiek spojrzeć, coś przykuwa wzrok. Raz jest nim stara ocynkowana konewka za ławeczkami i stolikiem. To znów mała fontanna z kamienia w kształcie figurki chłopca z rybką na styku murku z przedwojennej cegły i odcinającego się wyraźnie od niego pasa przestrzeni wysypanej kamykami. Intrygują też skryte wśród krzewów pokryte już nieco patyną postaci parka przytulających się i w geście pocałunku postaci. Herubinki wtulone w siebie i trzmieliny. A nieopodal stojak na rowery, oczywiście użyteczny, a wykonany z nikomu już niepotrzebnego fragmentu okiennej ozdobnej kratownicy. To znów rzeźba Wenus oblewana ostatnimi promieniami przedpołudniowego słońca przy niewielkiej skarpie. A w tle, idąc dalej wzdłuż ścieżki, kwitnąca na pomarańczowo „ściana” milinu amerykańskiego. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie, w zależności od miejsca, z którego patrzymy.
Uwagę przyciągają kolejne bujnie rozkrzewiające się ligustry zimozielone, trzmieliny i żywotniki, a także bukszpany. Żywotniki i bukszpany urosły już na tyle, że dają się ciekawie formować. Przez część podwórkowego ogrodu pan Zbigniew poprowadził dwie wyłożone otoczakami ścieżki, czerpiąc inspirację z jednego z przesłań filozofii Wschodu. Inną z nowości w stale zmieniającej się, kreowanej przez niego zielonej enklawie, ale zakładaną na stałe, są lustra, które mają optycznie powiększać i wzmacniać efekt przestrzenny. W jednym z nich, zamocowanym tuż przy drewnianych i przeszklonych skrzydłach bramy wjazdowej, przegląda się już ogród. Do powieszenia kolejnego z takich luster, znacznie większego i w ramie z odzysku, pan Zbigniew już się przymierza. ©℗
Tekst i fot.: Mirosław WINCONEK