Poniedziałek, 18 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Z autografem prezydenta Zaremby

Data publikacji: 14 sierpnia 2025 r. 14:40
Ostatnia aktualizacja: 14 sierpnia 2025 r. 14:40
Z autografem prezydenta Zaremby
 

Pan Kamil Orchowski przybył do Szczecina jako dziecko, jesienią 1945 r. Rodzina, wraz z innymi, uzyskała zgodę na załadunek do wagonów towarowych w Lippstadt.

Jechali przez Hannover do Lüneburga, a dalej samochodami wojskowymi przez Hamburg. Wreszcie ujrzeli miasto, o którym tyle słyszeli, na dodatek udekorowane chorągiewkami w biało-czerwonych barwach. Przy Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym na ul. Jagiellońskiej przybywających witała brama triumfalna, nieliczna wtedy polska ludność oraz orkiestra wojskowa, grająca hymn narodowy. Ludzie płakali i mdleli ze wzruszenia. Rodzina Orchowskich miała w planach jechać dalej, ale ojciec podstępem i mimo sprzeciwu małżonki zdecydował, że osiedlili się w grodzie nad Odrą.

Po latach syn nadesłał wiersz swojego śp. Ojca, Ignacego Orchowskiego, na konkurs „Kuriera”. Do przesyłki dołączył szczegółowe objaśnienia treści poszczególnych wersetów oraz kserokopię strony tytułowej książki Piotra Zaremby, z odręczną dedykacją autora: „Panu Kamilowi Orchowskiemu, który w dniu 24 października 1945 r. przybył do Szczecina jako dziecko – dziś, w XXXII lata później w dowód pamięci się tu wpisuję. Szczecin 27. listopada 1977 r.”

 

REPATRIANCI

 

Słońce już słabe rzucało promienie,

A wiatr jesienny walczył z jej żywiołem

Jak ogień z wodą radość i zmartwienie

Te dwa czynniki walczyli pospołem.

 

Szlakiem drogowym, gdyby promień słońca

Biegła kolumna w niej każda maszyna

Zda się tak długa, jak gdyby bez końca

Skądś od Hamburga w stronę Szczecina.

 

W niej każde auto w zieleń umajone

W biało-czerwone zdobne chorągiewki

Wewnątrz zaś pełno ludzi natłoczone

Słychać radosne jakby polskie śpiewki.

 

Gdzielek prócz śpiewów i dźwięki muzyki

Trudno zrozumieć i pomieścić w głowie

Słychać wołania, radosne okrzyki

Kto był, i dokąd ci pasażerowie.

 

W niemieckiej ziemi, nieznanym konwoju

Ni to śpiewacy, ni to muzykanci

Straż to angielska, gdyż w angielskim stroju

Ludzie – Polacy, to repatrianci.

 

Którzy ze swej ziemi przez wroga wygnani

Długie miesiące czy nawet i lata

Niedolą życia, bólami stroskani

Siostra do siostry, brat wraca do brata.

 

I mąż powraca, by powitać żonę

Swoją kochaną, oraz drobne dzieci

Niesie im swoje serce utęsknione,

Które niebawem rozjaśni, rozświeci.

 

Dzieci do swoich też rodziców śpieszą

Aby uroczyć te radosne chwile

Może na próżno radują się, cieszą

Może zastaną ich, ale w mogile…

 

Gdy już granice Polski przekraczają

Pierwszy gród Polski od zachodniej strony

Bramy Szczecina im się otwierają

Mile przyjmują naród utrapiony.

 

Wreszcie wjeżdżają do wielkiego miasta

Gdzie wszystko w pełni i w całym rozkwicie

W ulicę zwaną tak: „Aleja Piasta”

Gdzie wszystko polskie, wszystko należycie.

 

Przy Jagiellońskiej ulicy na murze

Gdzie jakaś strzałka w stronę pokazuje

Tu w tej ulicy i tam w drugim purze

Repatriantów mile się przyjmuje

 

Gdy już na ojczystym znajdują się progu

Wkrótce do domu już każdy powróci

Lecz co zastanie – to wiadomo Bogu

Czy się ucieszy, czy bardziej zasmuci.

 

Ignacy Orchowski, Szczecin, 1945 r.

 

(oprac. mok)

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA