Mamy przyjemność zaprezentować kolejny z konkursowych tekstów. Autor, Grzegorz Pieszko, zafascynowany poszukiwaniami genealogicznymi dotyczącymi własnej rodziny przedstawił sposób zdobywania wiedzy oraz podzielił się z Czytelnikami „Kuriera” informacjami, jakie udało mu się zebrać na temat przodków pochodzących z Wileńszczyzny. Jaką rolę w tych wspomnieniach pełni Henryk Sienkiewicz? Odpowiedź na pytanie znajdą Państwo w poniższym tekście. Zachęcamy do lektury!
Grzegorz PIESZKO
Z rozrzewnieniem wspominam chwile spędzone z dziadkami. Obrazy z dzieciństwa tak głęboko wryły mi się w pamięć, że do dzisiaj oczami wyobraźni widzę wiele scen, kiedy to towarzyszyłem im w codziennych zajęciach. Pamiętam, jak babcie i dziadkowie opowiadali mi o różnych rzeczach, o swoich przeżyciach z młodości, o czasie wojennych trudów, z którymi musieli się mierzyć. W mojej pamięci zostały tylko strzępki tych nostalgicznych, a czasami dramatycznych wspomnień.
Na tzw. Ziemie Odzyskane przodkowie moi przybyli z różnych ziem przedwojennej Polski. Rodzina Zubków i Bugajskich w 1946 roku z Gór Świętokrzyskich, osiedlając się w Dobropolu Pyrzyckim jako osadnicy wojskowi, a Pieszków i Podlackich – w 1956 roku z Ziemi Wileńskiej, jako repatrianci kresowi do wsi Dolice. Jedni i drudzy osiedli na roli.
Czas biegł nieubłaganie i dzisiaj i ja jestem dziadkiem. A to na dziadku, jak uznałem, spoczywa obowiązek przekazania spuścizny rodu następnym pokoleniom. Więc czas było wziąć się do zgłębienia losów rodu. Zacząłem łączyć fragmenty historii rodziny, pozostające w mojej pamięci, ze stopniowo uzyskiwanymi informacjami. Jeździłem po rodzinie, tej dalszej i bliższej, prowadząc wywiady, przeglądałem stare zdjęcia, rozpoznając na nich poszczególne postaci, przeszukiwałem archiwa i szerokie zasoby czeluści Internetu, sięgając w swoich poszukiwaniach śladów rodowych nawet do XVII wieku. Po trzech latach badań, ze strzępków zasłyszanych historii z dzieciństwa zebrałem pokaźny materiał, spisując nawet drobne detale, a te kilka ciekawszych – i drogę, jak do nich doszedłem – pokrótce przedstawiam.
W rodzinie mówiło się, że mój dziadek, Józef Pieszko, będąc w 13 Pułku Ułanów Wileńskich, po klęsce września 1939 roku trafił do obozu sowieckiego. Wszystko było owiane tajemnicą ze względu na strach przed represjami ówczesnych władz komunistycznych. Badając tę sprawę w Centralnym Archiwum Wojskowym, odnalazłem przedwojenne rozkazy dzienne pułku, gdzie on figurował oraz karteczkę z zapisem zwolnienia dziadka z obozu jenieckiego w Juży w pierwszym dniu świąt Bożego Narodzenia 1939 roku. Na odwrocie kartki widniała sygnatura drukarni. Kiedy ustaliłem miejsce drukarni, dotarłem także do pobliskiej miejscowości, gdzie był obóz jeniecki. Miejsce to znajduje się 350 km na wschód od Moskwy. Na mapie Google zauważyłem, że i obecnie istnieje tam miejsce odosobnienia – wskazują na to kontury obiektu, a w zbliżeniu można dostrzec wieżyczki wartownicze. Ta mała karteczka stała się impulsem do badań nad losami mojego dziadka.
Dzięki analizie różnych źródeł i rozmowom z jego najstarszym synem udało mi się odtworzyć jego udział w wojnie obronnej. Z czasem poszerzyłem te poszukiwania o losy całej rodziny – tuż przed wybuchem wojny, w jej trakcie oraz po zakończeniu, już pod rządami sowieckimi. Opowieść ta zajęła osiemnaście stron, pełnych dramatycznych wydarzeń, które dotknęły moich przodków.
Co ciekawe mój drugi dziadek Władysław Zubek, również trafił do niewoli sowieckiej. O jego losach wiedziałem tyle, że przed wojną pełnił służbę w KOP na granicy z Sowietami i był w świętokrzyskiej Armii Krajowej. Nie mając większego punktu zaczepienia, szukałem śladu dziadka w różnych opracowaniach o AK. Natrafiłem na zapisy o jednym z partyzantów o nazwisku Zubek, o pseudonimie „Bryła”, jednak jak ustaliłem, był to kuzyn dziadka, nic ponadto. Dopiero w rozmowie z kuzynem, dowiedziałem się, że kiedyś słyszał, jak dziadek wspominał z kolegą czasy partyzanckie. Kuzyn był wówczas małym dzieckiem, ale zapamiętał pseudonim dziadka „Mech”, który padł w rozmowie. Moja determinacja do poszukiwań jeszcze wzrosła. Kontaktując się z Urzędem ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, ustaliłem, że danych mojego dziadka nie ma w ich ewidencji. Kierowany dociekliwością zapytałem o moją babcię i okazało się, że figuruje jako osoba występująca o rentę po dziadku. Po mojej usilnej prośbie urzędnik przeszukał nieskatalogowane teczki i odnalazł akta weryfikacyjne mojego dziadka, Władysława Zubka, jako członka ZBoWiD-u. Teczka zawierała 80 stron dokumentów o jego szlaku bojowym i losach. Były tam szczegółowe informacje o udziale w kampanii wrześniowej, zapisano, że został ranny, trafił do niewoli, z której następnie uciekł. Co ciekawe, oddziały obu moich dziadków, Józefa i Władysława, zostały rozbite w trakcie wojny obronnej w tej samej okolicy Janowa Lubelskiego. Z akt wynikało, że mój dziadek Władysław Zubek, posługując się pseudonimem „Mech” działał jako łącznik między placówkami Skała, Bęczków, Leszczyny i Dąbrowa. Ponadto, jako kapral sanitariusz opatrywał rannych partyzantów i dowoził leki z Kielc dla chorych. Wiosną 1943 roku brał bezpośredni udział w likwidacji mleczarni w Mąchocicach, gdzie doszło do walki z Niemcami. Jako przewodnik, przeprowadzał nocą oddział „Barabasza” z Bęczkowa do Niestachowa.
Wspomnienia o dziadku i całej rodzinie spisałem, dokumentując zarówno życie przedwojenne, trudne czasy okupacji na Ziemi Świętokrzyskiej, jak i obszernie opisałem okres powojenny na Ziemi Odzyskanej w pierwszych latach po wojnie. Odzyskując utraconą historię, sięgałem coraz głębiej. Przeszukałem tysiące metryk, aktów ślubu i zgonu oraz innych archiwalnych dokumentów, budując głębokie korzenie rodu. Odkryłem fascynujące epizody z życia moich przodków i miejsc, z których pochodzili. Dwie ciekawostki szczególnie zasługują na uwagę:
W latach 80. XIX wieku do dworku w kresowych Dubnikach przyjeżdżał nasz noblista, Henryk Sienkiewicz, który właśnie tam tworzył koncepcję „Potopu” i pisał „Pana Wołodyjowskiego”. Jego sąsiedzi i znajomi z Dubnik i okolic stali się pierwowzorami wielu bohaterów tej powieści. W drugiej połowie XIX wieku w Dubnikach znajdowały się zaledwie cztery domy, więc siłą rzeczy opisując postacie, Sienkiewicz musiał posiłkować się najbliższym sąsiedztwem. Tuż za miedzą, około 400 metrów od dworku, leży wieś Korwele. To właśnie stamtąd wywodził się ród Pieszków. Natomiast około dwóch kilometrów od Dubnik znajduje się wieś Griszkojcie – gniazdo rodowe moich przodków z innych linii. Czy jego sąsiedzi zza miedzy, moi prapradziadowie Andrzej Pieszko i Ignacy Mackieło wraz z małżonkami, a może inni członkowie klanu, byli pierwowzorami postaci w powieści? Pytanie to nasuwa się samo. A fakt, że w powieści siedziba rodu Billewiczów, odziedziczona przez Kmicica po dziadku Oleńki, nosi nazwę Lubicz – identyczną jak herb rodowy Pieszków – nie może być tylko przypadkową zbieżnością, biorąc pod uwagę okoliczności i miejsce pracy twórczej autora Trylogii. Równie ujmującą ciekawostką jest to, że po linii rodu ze Świętokrzyskiego moi przodkowie pod koniec XIX wieku sąsiadowali z rodziną Żeromskich, wśród których młody Stefan przeżył pierwsze lata dzieciństwa. Dworek Żeromskich w Ciekotach i dom rodzinny Zubków w Bęczkowie oddzielała jedynie Góra Radostowa. Wincenty i Franciszka Żeromscy, rodzice naszego wielkiego pisarza Stefana, spoczywają na cmentarzu w Leszczynach, gdzie od pokoleń składano prochy moich przodków. Ale o tym wszystkim już dziadkowie mi nie opowiadali.
(oprac. mok)