Prezentujemy Państwu kolejny tekst konkursowy. Tym razem autorem jest 18-letni maturzysta z XIII Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie, Michał Biskupski. Niezwykła wrażliwość, świadomość tożsamości lokalnej i umiejętność władania słowem sprawiają, że prezentowane refleksje czyta się z przyjemnością i wzruszeniem. Autor w e-mailu wysłanym na adres redakcji napisał, że jest „miłośnikiem kotów, herbaty i gór. Zainteresowany wieloma dziedzinami, nieraz odległymi od siebie, od literatury i historii po chemię i astronomię. Szczególnie upodobał sobie rysunek oraz opowiadanie i pisanie różnych historii. Chętnie słucha też muzyki, głównie instrumentalnej”. To ważny głos najmłodszego pokolenia szczecinian. Przeczytajcie!
Michał Marcin BISKUPSKI
„Dom to miejsce, które czynimy własnym” – te słowa amerykańskiej poetki Frances Mayes powinny skłonić do refleksji każdego, kto po osiemdziesięciu latach przynależności Pomorza Zachodniego do Polski nadal odmawia Szczecinowi miana prawdziwie polskiego miasta.
Stolica naszego województwa często bywa marginalizowana, spychana na dalszy plan; rzadko wymienia się ją wśród takich aglomeracji jak Gdańsk, Kraków, Lublin, Poznań czy Warszawa, przypina się jej łatkę – o zgrozo! – miasta niemieckiego. Nie da się zaprzeczyć, że w całej jej bogatej historii – a przecież przez nasze ziemie przewinęli się najróżniejsi właściciele: książęta Gryfici, Duńczycy, Prusacy, Szwedzi, nawet przez chwilę Francuzi – z państwem polskim związana była stosunkowo krótko. To jednak wcale nie oznacza, że więź ta nie jest silna; zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że w niczym nie ustępuje relacjom, jakie wytworzyły z naszą Ojczyzną inne jej miasta, nawet takie, które leżały w jej granicach przez stulecia. W końcu to w Szczecinie miały miejsce jedne z największych strajków przeciw trwającym w Polsce przez prawie połowę ubiegłego stulecia rządom komunistycznym. Co więcej, również w Szczecinie podpisano 30 sierpnia 1980 roku pierwsze porozumienia sierpniowe, czym nasze miasto ubiegło o jeden dzień dużo bardziej kojarzony z tym wydarzeniem Gdańsk. Między innymi z tych powodów wszelkie formy dyskredytowania Szczecina wydają mi się tak krzywdzące, nawet jeśli sięga się po nie w ramach żartu. Bo przecież nawet żart, wróć – zwłaszcza żart zakorzenia się głęboko w świadomości społecznej. Ja wolę myśleć o włączeniu naszego regionu do Polski, którego 80-lecie mieliśmy niedawno okazję świętować, nie jako o sztucznym przesunięciu granic naszego kraju, ale jako o swego rodzaju powrocie Polaków na te ziemie, które stanowiły przecież część państwa pierwszych Piastów – najpierw przez krótki czas Mieszka I i Bolesława Chrobrego, a wreszcie Bolesława Krzywoustego, zapamiętanego przez historię w dużej mierze właśnie dzięki podbojowi Pomorza. Poza tym chyba nikt nie odmówiłby „polskości” kolejnym pokoleniom Polaków urodzonych i wychowanych na tych ziemiach? W końcu stanowimy nieodłączną część naszego Narodu, mówimy jednym językiem, uczymy się tej samej historii, przejmują nas nieraz te same problemy wagi państwowej… I obok tej dużej, najdroższej Ojczyzny mamy drugą, małą.
Jako rodowity szczecinianin mogę spokojnie stwierdzić, że na Pomorzu Zachodnim spędziłem ponad 95 procent mojego, niedługiego wprawdzie, ale też niepozbawionego doświadczeń, życia. W Szczecinie się urodziłem i wychowałem, w Szczecinie mieszkam i się uczę. Na co dzień Szczecin jest dla mnie wszystkim, świadkiem każdego mojego kroku, każdego wzlotu i upadku. To on ukształtował mnie takim, jakim jestem obecnie. To z nim związane jest to 95 procent chwil składających się na czas mojego życia, chwil, spośród których nie zmieniłbym ani jednej. Chwil pamiętnych, pięknych, ale także tych trudnych. A czasem nawet i takich, i takich jednocześnie – jak wtedy, gdy przed laty postanowiliśmy z tatą i moim młodszym bratem przejść wszerz piechotą całe miasto (trasa ta miała, o ile dobrze pamiętam, jakieś 40 kilometrów), a pod koniec dnia odczuwaliśmy zarówno ogromną satysfakcję, jak i równie wielki ból nóg, przez który przez następnych parę dni ledwo byliśmy w stanie chodzić.
Mimo że codzienność bywa trudna, wyniszczająca i często wydaje się beznadziejna, a rutyna każe nam przyzwyczajać się do wszystkiego tego, co nas dzień w dzień otacza, ja staram się nie pozwolić sobie tego obrzydzić, dostrzegać w tym piękno. I faktycznie je znajduję – w pokazach fajerwerków, na które kiedyś tak często się wybieraliśmy z rodziną, w wieczorach astronomicznych na Wałach Chrobrego, w klasowych wyjściach do teatru, a czasami po prostu w chwilach spokojnej zadumy w miejscach tylko mnie jednemu znanych (czy raczej dla mnie jednego mających takie niepowtarzalne znaczenie). Może i Szczecin nie ma tak wielu zabytków jak Kraków, nie jest tak uczęszczany jak Warszawa i nie ma takiego znaczenia gospodarczego jak Gdańsk czy Wrocław, ale sam fakt, że jest moim miastem, czyni go dla mnie niezastąpionym.
Nieraz słyszałem od bliskich barwne opowieści z różnymi wydarzeniami czy procesami historycznymi w tle. Życie podczas stanu wojennego czy w czasie transformacji ustrojowej z końca ubiegłego wieku to tylko najbardziej oczywiste z przykładów. Jeżeli chodzi o mnie, to nie mogę poszczycić się takimi doświadczeniami, bo najzwyczajniej w świecie za krótko żyję, bym mógł pamiętać czasy, w których rozegrały się wszystkie te niesłychane historie. Można by więc stwierdzić, że nie mam się czym podzielić. Parę lat temu polonistka oskarżyła moją klasę, a wraz z nią de facto całe nasze pokolenie, o brak jakiegokolwiek „pokoleniowego przeżycia”, które zjednoczyłoby nas i stało się z czasem przekazem i lekcją dla potomnych – tak jak dla naszych dziadków mogła to być wojna lub jej bezpośrednie następstwa, a dla naszych rodziców – upadek komunizmu. W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć kolejny cytat, tym razem z „Rozmyślań” Marka Aureliusza: „Nasze życie jest tym, co zeń uczynią nasze myśli”. Możemy pozwolić sobie wmówić, że rzeczywistość, w której żyjemy, jest nieciekawa, a my stanowimy jedynie jej niewiele znaczącą część, ale możemy także rzucić wyzwanie takiemu myśleniu, prześledzić własną historię i znaleźć w niej pouczające, budujące czy z innego powodu istotne – choćby jedynie dla nas samych – epizody. Nasz świat nie jest doskonały i pojedynczy człowiek nieraz zmuszony jest doświadczać tego na własnej skórze lub po prostu bezsilnie się temu wszystkiemu przyglądać. Jednak tam, gdzie nie możemy zmienić świata, możemy odnaleźć się w jego biegu, zmienić samych siebie, nauczyć się na nowo zachwycać wszystkim wokół. Gdy to zrozumiałem, od razu zacząłem doceniać własne otoczenie – moje miasto i mój region. Mój zachwyt Pomorzem Zachodnim ożył stosunkowo niedawno, bo zaledwie pół roku temu. Wracaliśmy akurat do Szczecina ze zlotu astronomicznego, kiedy pojawił się pomysł zorganizowania małej objazdówki po okolicy. Wstępne plany okazjonalnego zbaczania z drogi do domu ostatecznie przerodziły się w całodniową wycieczkę. Odwiedziliśmy zarówno miejsca, w których kiedyś już byliśmy i które obudziły w nas miłe wspomnienia, na przykład górę Czcibora pod Cedynią, jak i takie, o których wcześniej nie słyszeliśmy, pokroju kaplicy Templariuszy w Chwarszczanach. Na mnie wrażenie robiło już samo przejeżdżanie przez wszystkie te wsie i miasteczka, jakie przyszło nam mijać po drodze. Nie trzeba było dużo czasu ani ponadprzeciętnego zmysłu obserwacji, by dostrzec, że emanują jedynym w swoim rodzaju, przyjemnym spokojem, czymś na swój sposób nieśmiertelnym. Wrażenie to potęgował jedynie fakt, że każda kolejna miejscowość wydawała mi się jakby znajoma, choć w wielu z nich nigdy wcześniej nie postawiłem stopy. Myślę, że było to właśnie to słynne poczucie bezpieczeństwa, swojego miejsca na ziemi – poczucie bycia w domu.
Dom jest tu zdecydowanie słowem kluczowym. Pomorze Zachodnie jest naszym domem. To ono wydało nas na świat (mówię to przynajmniej w imieniu własnego pokolenia) i ono nas ukształtowało. Jest miejscem o bardzo ciekawej historii i imponującym dorobku kulturowym. Jeśli więc szanowny Czytelnik miałby coś zapamiętać z tego może nieco chaotycznego, ale przynajmniej szczerego zbioru przemyśleń, to jest to taka prosta nauka: to my, którzy teraz tę wyjątkową krainę zamieszkujemy, jesteśmy za ten dorobek odpowiedzialni. Jest naszym dziedzictwem i to od nas zależy, czy przetrwa próbę czasu i czy jego wkład w historię Polski i Europy nie pójdzie w zapomnienie. A kto wie, może w końcu uda się przełamać mit „niemieckiego miasta”?
(oprac. mok)