Niedziela, 05 maja 2024 r. 
REKLAMA

Nauczyciel też może być hejterem

Data publikacji: 2024-04-11 11:17
Ostatnia aktualizacja: 2024-04-11 16:02

To jak ze stawaniem się przestępcą. Każdy myśli, że nim nie zostanie, a jednak niektórzy, całkiem ustawieni, porządni na co dzień, i owszem. Podobnie jest z przemocą i hejtem w komunikacji.

Uwielbiamy sarkazm, ironię, humor, żart, bardzo dziś popularne figury retoryczne. Z niemałą satysfakcją wykorzystujemy je zwłaszcza w celu uświadomienia komuś, że jest w błędzie. Najlepiej publicznie. W razie sprzeciwu w zanadrzu mamy przygotowany zestaw odpowiedzi. Mówimy, że to nie przemoc, a dowód na inteligencję i klasę, oczekujemy trochę dystansu, przekonujemy: nie bądź taki przewrażliwiony, no doprawdy!

Hinduski filozof Jiddu Krishnamurti mawiał, że „dokonywanie spostrzeżeń przy równoczesnym powstrzymywaniu się od ocen dowodzi najwyższej inteligencji, jaka dostępna jest człowiekowi”. No, ale on był z Azji, może więc rzeczywiście nie da się zaimplementować tej myśli do polskich pokojów nauczycielskich.

Na jednej z facebookowych grup dedykowanych nauczycielom włączyłam się do dyskusji na temat tego, jak sarkazm i ironia stały się niebezpiecznym narzędziem intelektualnej przemocy wobec młodszych, mniej wiedzących, mniej inteligentnych. O tego typu hejcie piszę w swojej książce, przybliżającej problematykę komunikacji bez przemocy Marshalla Rosenberga.

Ten szczególnie niebezpieczny sposób przemocy w komunikacji nazywam szklanym hejtem. Szklanym, bo trudno go dostrzec „gołym okiem”. Szklanym hejterem jest zazwyczaj osoba inteligentna, erudyta, pragnąca władzy, poklasku, atencji, posłuszeństwa i absolutnej lojalności. Najczęściej jednak, taką mam nadzieję, stajemy się hejterami bezwiednie i bezmyślnie, bo mimo przeczytanych książek, ukończonych fakultetów, dyplomów nie nauczyliśmy się najważniejszej kompetencji społecznej, empatii.

„Nikt by nie szydził i nie antagonizował, gdyby osoba ta sama nie przyjęła takiej postawy. Jeśli próbuje się obśmiewać i krytykować innych (co tak czy siak jest nieładne), to warto robić to bez błędów”.

To usprawiedliwiająca przemocowe reakcje odpowiedź nauczycielki z wieloletnim stażem na mój sprzeciw. Piękny przykład przerzucania odpowiedzialności na ofiarę. To coś w stylu: sama jesteś sobie winna, trzeba było się inaczej ubrać, a nie kusić wulgarną miniówką.

O czym mowa? Pod jednym z postów na profilu adresowanym głównie do nauczycieli, poruszono emocjonujący temat zadawania prac domowych. Wywiązała się dyskusja między popierającymi pomysł i tymi, którzy są przeciw. Jak to bywa w takich sytuacjach dygresji, antagonizowania, obdarowywania się epitetami, sarkazmem, ironią nie było końca. Post gorący jak środek lipca zaangażował także rodziców. Niektórzy w niewybredny sposób komentowali wypowiedzi nauczycieli, którym pomysł likwidacji prac domowych nie przypadł do gustu. Wiadomo, chodzi o cenną walutę: czas. Kto winien go poświęcić więcej na edukację dzieci?

Na nieszczęście jeden z rodziców napisał komentarz z błędami ortograficznymi. Rzecz oczywista obudził tym potwora.

Administrator profilu wyczuł potencjał, zrobił screena i sięgając po popcorn, opublikował ponownie komentarz. Miał rację. Wydobył to, co najgorsze i najlepiej sprzedające się w internecie. Rozpoczął się festiwal przedrzeźniania, szydzenia, ironizowania i sarkastycznego parafrazowania. Pominę intencję administratora, bo jest oczywista, jednak właśnie te reakcje stały się ciosem w dobre imię polskiego nauczyciela. Moja mama była nauczycielką, wiem jak ciężko pracowała i dlaczego podupadła na zdrowiu psychicznym. Jestem więc szczególnie uwrażliwiona na hejt w tym środowisku, bo to nie dzieci ją frustrowały, ale dorośli, a zwłaszcza niektóre „koleżanki” i toksyczna atmosfera pokoju nauczycielskiego.

Odpowiedziałam więc, jak to widzę:

„Oko za oko, nieźle… jeśli jest Pani nauczycielką i w ten sposób podchodzi do popełniania błędów, wyszydzając, wyśmiewając albo oddając jak ktoś nas walnie, to jest to bardzo przykre”.

Na co moja interlokutorka odpowiedziała:

„Nie chodzi o »oko za oko«, ja nigdzie tutaj nie zastosowałam tej zasady i myślę, że większość komentujących także. Po prostu ironia nasuwa się sama. Jedni ją wyrażają, inni zostawiają dla siebie. Chodzi o to, że celowo wystawiając się na widok publiczny (w tym przypadku atakując) jest się bardziej narażonym na krytykę czy ironię ze strony innych. Jeśli już chcemy kogoś pouczać i obśmiewać, to zastanówmy się, czy na pewno mamy wystarczające podstawy. Ani nie usprawiedliwiam, ani nie popieram, stwierdzam fakt, więc proszę mi tu nie przypisywać cech, których się Pani tylko domyśla”.

I kolejna komentatorka:

„Dodam jeszcze, że »spychanie« na nauczyciela odpowiedzialności za całą naukę i wychowanie własnego dziecka, świadczy o dużej niedojrzałości. Szydzenie z cudzych błędów? Nie róbmy sobie jaj. Dziś każde urządzenie, na którym zainstalowane są komunikatory, mają również korektory. Należy z nich korzystać. Proste”.

A tu kilka przykładów komentarzy do publikacji wspomnianego komentarza z błędami:

Pani Magda pisze:

„Pszykro, pszykro, cusz…”

Pani Agnieszka podpowiada:

„W tym konkretnym przypadku, to nawet lepiej, że rodzic nie będzie »odwalać za nauczycieli połowy roboty«”.

Pani Martyna ochoczo parafrazuje:

„No to jest hore! Fszysko nauczyciele zwalajom na dzieci. A nie ciongle karzom im w domu pisac i czytac. W szkole powinni tego naucuxc a nie rze w domu muszom”.

Pani Ania:

„Pszykro, że dziecko prawdopodobnie nigdy nie nauczy się jak pisać przykro”.

Tego jest dużo więcej, a liczba reakcji, serduszek, heheszków do każdego naprawdę imponująca. Tak się więc zastanawiam, że chyba nic się nie zmieniło w kwestii mentalności środowiska. Dlaczego, mimo tak dużej dostępności do wiedzy o budowaniu relacji, odpowiedzialności za swoje reakcje, nadal wśród nauczycieli widzimy takie postawy?

Skąd bierze się tak niska świadomość tego, czym w rzeczywistości jest hejt, i że to my, nadawcy komunikatu jesteśmy za jego skutki odpowiedzialni. Co może zrobić taki zawstydzony i wyszydzony rodzic, dorosły? Jak Państwo myślą? Ja znam kilka odpowiedzi i historii. Nie są przyjemne.

Dlaczego mimo pedagogicznego wykształcenia i wieloletniego doświadczenia w pracy z dziećmi i rodzicami nadal ignorujemy fakt, że zawstydzanie jest przemocą? Czego zabrakło mimo studiów, podyplomówek, szkoleń, certyfikatów na ścianach, awansów, medali i dyplomów?

Jak i gdzie dzieci i młodzież mają uczyć się empatii i asertywności? Badacze problemu jasno rekomendują, obu tych kompetencji możemy się skutecznie nauczyć, doświadczając ich, przebywając w takim środowisku. Lekcje wychowawcze, pogadanki, mówienie o empatii bez praktykowania spełzną na niczym. Nie wiem, czy Państwo nauczyciele wiedzą, może nie, więc uświadomię: dzieci i młodzież Was czujnie obserwują w internecie. I nie, nie da się im go zabrać, trzeba sobie z tym poradzić, nauczyć funkcjonować w tej rzeczywistości. Na początek zapytajcie swoich uczniów, co oznaczają słowa: „źle się zestarzało”, poddajcie koniecznie rozmyślaniom to, co usłyszycie.

Nie przekonuje mnie argument, że jedynie rodzice odpowiadają za wychowanie i socjalizację swoich dzieci. Wszyscy dorośli mają realny wpływ na budowanie postaw, schematów poznawczych (w tym nieadaptacyjnych), strategii komunikacyjnych. To nasza odpowiedzialność.

Znam mnóstwo fantastycznych nauczycieli, często w myślach dziękuję im i bardzo się cieszę, że stanęli na mojej drodze i drodze mojej córki. Tych, z Państwa, którzy, mimo wewnętrznego oporu, poczują się adresatami artykułu, zachęcam serdecznie do rozpoczęcia praktykowania empatii od dziś do końca świata.

Artykuł dedykuję mojej ukochanej mamie, śp. Wiesławie Erecińskiej, Nauczycielce z pasją. ©℗

Agata BARYŁA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500