Piątek, 26 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka ręczna. Sportowiec, marynarz, psycholog...

Data publikacji: 18 stycznia 2018 r. 18:47
Ostatnia aktualizacja: 19 stycznia 2018 r. 14:41
Piłka ręczna. Sportowiec, marynarz, psycholog...
 

Rozmowa z piłkarką ręczną Pogoni Szczecin Darią Zawistowską, laureatką 64. Plebiscytu Sportowego „Kuriera Szczecińskiego” 

Głosami naszych Czytelników szczypiornistka szczecińskiej Pogoni i reprezentacji Polski Daria Zawistowska zajęła 7. lokatę wśród najlepszych sportowców województwa zachodniopomorskiego w 2017 roku. Z Pogonią była już wicemistrzynią Polski i zajęła II miejsce w europejskim pucharze Challenge Cup, a „Przegląd Sportowy” uważał ją za najlepszą lewoskrzydłową w kraju, zaś w poprzednim sezonie (2016/17), czyli w ubiegłym roku, była najskuteczniejszą snajperką naszego klubu w superlidze, zdobywając 121 bramek w 30 meczach. W tym sezonie w 11 spotkaniach rzuciła już 38 goli. Za największy ubiegłoroczny sukces uważa zaś start w mistrzostwach świata, podczas których w 5 spotkaniach zdobyła 3 bramki, o czym opowiedziała nam w wieczornej rozmowie w przeddzień wyjazdowego pojedynku Pucharu Polski z Ruchem w Chorzowie.

– Prosimy ocenić miniony 2017 rok pod kątem swoich sportowych występów.

– W grach zespołowych podstawą są rozgrywki ligowe, a patrząc przez pryzmat zmagań w superlidze, to ubiegłoroczny sezon jeszcze trwa. Mam nadzieję, że nadrobimy poniesione wcześniej straty i jeszcze powalczymy o miejsce na podium. Z minionego roku najbardziej zaś pamiętam rozgrywane w grudniu w Niemczech mistrzostwa świata, które były moją pierwszą tak prestiżową imprezą. Mimo świetnej inauguracji i wygranej ze Szwecją 33:30 turniej ten nie udał się naszej kadrze, bo nie wyszłyśmy z grupy, ale zdobyłam tam tak wiele nowych doświadczeń, że z pewnością zaprocentuje to w przyszłości.

– Co było powodem słabszej postawy w kolejnych spotkaniach grupowych i ostatecznie dopiero 17. lokaty na koniec mistrzostw?

– Szkoda, że tego pytania nie otrzymałam zaraz po powrocie z Niemiec, bo nie chciałabym już sobie przypominać tych mniej miłych rzeczy. Jeśli trzeba, to jednak do tego powrócę; sądzę, że zgubił nas głównie brak skuteczności i mocnej obrony. Przegrałyśmy trzy grupowe pojedynki, co przekreśliło szanse awansu, a trzy kolejne wygrane były już tylko na przysłowiowe otarcie łez. W ostatnich pojedynkach z powodu kontuzji już jednak nie grałam i zostałam zastąpiona przez Joannę Kozłowską.

– W którym meczu doszło do tej pechowej kontuzji?

– Uraz powstał przed mistrzostwami podczas treningu, gdy się wycofywałam i gwałtownie zmieniłam kierunek biegu. Źle stanęłam na trochę dziwnym parkiecie i, jak to się mówi, stopa mi uciekła. Kontuzja ta nie była więc wynikiem starcia i powstała bez niczyjej winy. Fizjoterapeuci reprezentacji Polski to prawdziwi fachowcy, więc szybko mnie poskładali i mogłam grać, ale z meczu na mecz było coraz gorzej. Na początku było skręcenie kostki i naderwanie więzadła w stopie. Później poszło drugie więzadło, a następnie trzecie i skończyła się moja przygoda z mistrzostwami.

– Czy teraz z nogą jest już wszystko w porządku?

– Od trzech tygodni już trenuję, ale opuchlizna jeszcze nie zeszła. Czuję nogę, która pobolewa, ale jestem pod dobrą opieką i wiem, że z dnia na dzień będzie lepiej. Daję radę grać, a meczowa adrenalina robi swoje i podczas pucharowych czy ligowych spotkań bólu się nie odczuwa. Zresztą w piłkę ręczną grają twardzi ludzie…

– Ligowi sportowcy są nie tylko narażeni na kontuzje, ale muszą też znosić cotygodniowe lub nawet częstsze podróże na drugi kraniec Polski, jak to bywa w przypadku drużyn ze Szczecina. Przykładowo wasz zespół gra w środę w Chorzowie w Pucharze Polski, a w niedzielę musi dotrzeć do Elbląga na pojedynek superligi. Czy to nie nazbyt męczące?

– W tym konkretnym przypadku był pomysł, by od razu z Chorzowa udać się do Elbląga, ale ostatecznie stanęło na tym, że wracamy do Szczecina, by niemal od razu wyruszyć w kolejną podróż na mecz ze Startem. Do częstych wojaży już się jednak przyzwyczaiłam, bo te były od zawsze. Gdyby ich nagle zabrakło, to by mi czegoś brakowało, bo to nieodłączna część piłki ręcznej. Nie bez znaczenia jest też fakt, że przy okazji można sporo pozwiedzać, a to dodatkowy plus.

– Wkrótce po powrocie z mistrzostw świata, na których z polską kadrą pracował długoletni trener Pogoni Adrian Struzik, a z niemiecką jako statystyk drugi szkoleniowiec Łukasz Kalwa, w szczecińskim klubie ogłoszono, że statystyk pozostanie, ale szefa sztabu zastąpi Serbka Ljiljana Marković. Była to niespodziewana decyzja, czy też może wy zawodniczki czegoś się domyślałyście?

– Nikt się tego nie spodziewał i było to całkowite zaskoczenie. Po pierwszych treningach trudno o jakieś oceny. To dopiero początek i trzeba dać szansę nowej trenerce. Dla mnie jest to dopiero pierwszy przypadek pracy z zagranicznym szkoleniowcem. Dobrze, że w naszej drużynie jest Chorwatka Valentine Blazević, która tłumaczy z serbskiego na angielski i przeważnie tak się porozumiewamy z trenerką. Wkrótce jednak w klubie ma się pojawić tłumacz.

– Czy szczypiornistki wolą trenować pod rządami mężczyzny czy kobiety?

– Dla mnie nie ma to większego znaczenia, a przerabiałam różne warianty. Moją pierwszą trenerką była Barbara Bielecka, która prowadzi teraz zespół małych dziewczynek, więc często się spotykamy i mamy dobry kontakt. Później miałam trenerski duet żeńsko-męski, następnie mężczyznę, a teraz kobietę.

– Jak rozpoczęła się przygoda z piłką ręczną?

– Zaczęłam się interesować tym sportem w 4. klasie szkoły podstawowej, ale byłam wszechstronna i chciałam robić wiele rzeczy na raz, więc zajmowałam się także pływaniem i gimnastyką artystyczną. Doszło jednak do momentu, że trzeba było przestać się bawić i dokonać wyboru pod kątem wyczynowego sportu. Moja mama grała wcześniej w piłkę ręczną, więc optowała właśnie za tym sportem, lecz mi bliżej było do pływania, jednak zraziła mnie trochę… zimna woda, więc posłuchałam mamy. Pierwszym klubem był MKS Kusy i tak na sportowo minęło gimnazjum oraz liceum, a najmilszą chwilą było zdobycie złotego medalu mistrzostw Polski. Zauważył mnie trener Pogoni Adrian Struzik i zaprosił na zajęcia. Niedługo podpisałam pierwszy kontrakt, a teraz gram już czwarty sezon, co jest moim życiem i sprawia mi wiele radości.

– A czy są jeszcze jakieś inne, pozasportowe obowiązki?

– Jestem studentką transportu szczecińskiej Akademii Morskiej i w lutym mam obronę, więc liczę, że już niedługo będę inżynierem. Myślę, że nie będzie ze mnie marynarza, bo to lądowy kierunek, a ponadto chciałabym założyć rodzinę. Ale któż to wie, co się wydarzy w przyszłości? Studia są trudne, stresujące i muszę je ukończyć, bo kosztowały mnie wiele nieprzespanych nocy, często do czwartej rano, co odbijało się później na treningach. Jeśli się obronię, będzie to wielki sukces!

– Są dalsze plany na czas po ukończeniu studiów?

– Będę miała więcej czasu na piłkę ręczną i na moją pasję, czyli psychologię, bo to jest właśnie to, co lubię najbardziej. Czytam wiele książek na ten temat, szczególnie z zakresu motywacji. Może na jakiejś wyższej uczelni wybiorę drugi fakultet, właśnie w tym kierunku? Może po zakończeniu wyczynowej kariery zostanę sportowym psychologiem?

– Dziękujemy za rozmowę, życząc sukcesów w sporcie i nauce. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA