Piątek, 17 maja 2024 r. 
REKLAMA

Zmartwychwstanie Stalina

Data publikacji: 2024-03-03 10:20
Ostatnia aktualizacja: 2024-03-04 16:33

Słynna fraza o „wiecznie żywym Leninie” już dawno straciła swoją aktualność. „Wódz rewolucji” znalazł się ostatecznie na śmietniku historii. Dziś w Rosji wiecznie żywy jest Stalin. Przypadająca 5 marca 71 data jego śmierci jest w pewnym sensie datą fałszywą. Osinowe kołki, wbijane w serce tyrana za czasów odwilży czy pierestrojki, nic nie pomogły. Neostalinizm kwitnie oddolnie, bo zwykli Rosjanie potrzebują „czerwonego cara”. Ale podsycany jest też odgórnie, choć z pewną nieśmiałością.

Putin jeszcze nie odważył się oddać hołdu Stalinowi wprost. Za to Lenina potępił już wielokrotnie. I to bynajmniej nie za komunistyczne zbrodnie, tylko za… utworzenie państwa ukraińskiego. A dokładniej: za przeforsowanie takiego ustroju Związku Sowieckiego, w którym zamiast unitarnego państwa jest federacja republik obdarzonych autonomią i możliwością opuszczenia Związku (Stalin był przeciw!). Jedną z takich republik była Ukraina właśnie. „Ukraina im. Włodzimierza Lenina”. Jak bowiem wiadomo, Ukraińcy zdaniem Putina są częścią narodu rosyjskiego i do własnego państwa prawa nie mają. Ponadto Lenin nie budzi sympatii dzisiejszych władz na Kremlu jeszcze i dlatego, że kojarzy się z rewolucją. Co prawda, bolszewicy nie obalili cara, tylko odebrali władzę tym, którzy to uczynili. Faktem jednak jest, że swoją rękę do upadku Imperium Rosyjskiego przyłożyli. A Putin niczego tak się nie boi, jak rewolucji (w dzisiejszych warunkach: kolorowej rewolucji, wspieranej przez Waszyngton), która z zasady oznacza chaos i w efekcie upadek rządzonego silną ręką mocarstwa.

Po chaosie rewolucji i wojny domowej „porządek” zaprowadził Stalin. Putin przyznaje, że „czerwony car” był tyranem. Często jednak go broni, twierdząc, że zachodni przywódcy też od zawsze byli krwawi i bezwzględni. Ponadto, ostrożnie chwali genseka za skuteczną politykę międzynarodową – od paktu Ribbentrop-Mołotow po zwycięstwo w wojnie z Hitlerem, które do dziś jest w Rosji najważniejszym świętem, największą dumą narodową. I ta narodowa duma coraz częściej personifikowana jest nie tylko w pamięci o zwykłych czerwonoarmistach, ale i w pamięci o ich „wodzu”.

Okrucieństwo Stalina wbrew pozorom nie jest dla Rosjan żadną tajemnicą. Wiedza o wielkim terrorze nie przeszkadza jednak oddawać czci tyranowi. Wielu Rosjan kocha Stalina nie tyle pomimo jego zbrodni, ale również w pewnym sensie również za jego zbrodnie. Pokutuje przekonanie, że dyktator mordował głównie elitę partyjną. A w Rosji tradycyjnie lud woli cara niż bojarów, tych ostatnich traktując jak wrogów. A nawet jeśli mordował nie tylko elitę, to przecież gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – nie byłoby zwycięstwa państwa, gdyby nie poświęcenie z jednej i okrucieństwo z drugiej strony. A w Rosji państwo jest wszystkim, jednostka – niczym. Zachar Prilepin, znany pisarz o poglądach imperialnych, chwalił Stalina nawet za to, że nie chciał oddać swojego syna w ramach wymiany jeńców na feldmarszałka Paulusa. To bowiem dowodziło, że dyktator traktował swoje dzieci na równi z innymi żołnierzami, że był sprawiedliwy… Nawet liberalny publicysta Dmitrij Bykow twierdzi, że zwycięstwo w II wojnie światowej było w dużej mierze możliwe dzięki temu, że Rosjanie zahartowali się w ogniu stalinowskich czystek i nic już nie mogło ich złamać…

We współczesnej Rosji miłość do Stalina łączy komunistów, imperialistów, nacjonalistów, antysemitów i prawosławnych fundamentalistów. Oni wszyscy chcą, gdy ich państwo było ekspansywnym, agresywnym mocarstwem ze scentralizowaną, despotyczną władzą, która ma prawo dokonywać wymiany elit, choćby krwawej. Stalin jest, jak mawia Prilepin, „duchem zemsty” ludu na bojarach, personifikacją siły, zdolnej pokonać czy to faszyzm, czy to Zachód jako taki. Publicysta Aleksandr Prochanow promuje nawet nurt „prawosławnego stalinizmu”. Na jego polecenie powstała ikona „Matki Bożej Mocarstwowej” z wizerunkami „marszałków zwycięstwa”. Prawosławie to Rosja, a Stalin obronił Rosję przed Zachodem-Hitlerem. Dlatego można mówić o „zmartwychwstaniu” „czerwonego cara”. ZSRR ze Stalinem na czele zbawił ludzkość, ponosząc ofiarę, niczym Chrystus na krzyżu. Dziś, przekonuje Prochanow, sytuacja jest podobna. Współczesnym Stalinem jest Putin. Współczesnym Hitlerem – Zełenski… I wielu Rosjan naprawdę w to wierzy. ©℗

Maciej PIECZYŃSKI

Komentarze

Czytelniczka
2024-03-05 11:31:45
Jak zawsze ciekawa analiza. Pan Doktor odkrywa dla nas Rosję na nowo. Dzięki!
Cóz
2024-03-04 16:26:57
Po pierwsze ugoda perejasławska zdeterminowała los Ukrainy która to stała się na własne życzenie częścią imperium rosyjskiego, skoro Ukraińcy czują się częścią Rosji to może należy to uszanować? Co do porównań, ani Putin nie jest Stalinem ani Zelensky nie jest Hitlerem (mimo że obaj posługują się symboliką właściwą dla odpowiednio Stalina i Hitlera). Tak Rosja nie ucieknie od swojej historii ani Ukraina. Dla nas najważniejsza jest polska racja stanu, nie wcinajmy się między wódkę i zakąskę.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500