Bezdomny, a żyje jak arabski książę. Nie skończyła zawodówki, a śpi na milionach. Bezrobotny każdego dnia zarabia dziesięć tysięcy euro. Pracowała w Biedronce, a pławi się w luksusie…
Takie i tym podobne anonse pojawiają się na stronach różnych portali mniej lub bardziej informacyjnych. Reklamując internautom finansowe machlojki i przekręty. Całkiem legalnie, jak można przypuszczać. Bo to kawałki sporych rozmiarów, i nie w jakimś dziale ploteczek czy sieciowych blag ukryte, ale w środku strony, między głównymi wiadomościami.
A przecież taki szwindel powinien być prawnie ścigany. Tymczasem jest ściągany. Przez naiwnych. Pal diabli, że naiwny na tym traci. Gorzej, że ktoś na tym zarabia. I możliwe, że żyje z tego powodu – otóż to – jak arabski książę.
* * *
Jak to jest możliwe?
W czasach, gdy coraz ostrzej zaczyna się mówić i pisać o walce z kłamstwem w sieci, a za tego rodzaju oszustwa w realu grożą kary z więzieniem włącznie? Ba! Komisja śledcza grzebie się w sprawie Amber Gold, zarzucając różnym osobom i organom państwa, że nie czuwały nad finansowym bezpieczeństwem obywateli, ale żaden ze „śledczych” choćby dla ulżenia swemu sumieniu nie zada publicznie pytania, dlaczego internet propaguje oficjalne kłamstwa, mogące narazić Polaków na utratę pieniędzy. Kto wie, na jaką skalę, jeśli cały proceder pomijany jest absolutnym milczeniem.
* * *
Menstruacja stanowi jeden z głównych tematów telewizyjnych reklam dla pań, i to takich reklam, po których można by sądzić, że okres jest wymarzoną porą dla każdej niewiasty. Na ekranie widzimy uśmiechnięte, głównie młode seksowne laseczki wdzięcznie kręcące pupą (nic nie wypada! ale pupą kręcić wypada), zaś świat wokół nich kolorowy i radosny, pełen przystojnych facetów (którzy oczywiście o niczym nie mają pojęcia) i miłych koleżanek, a w tle a to łąka się pokaże w kwiatach, a to błękitne niebo…
Tak, od dawna podejrzewałem, że nie ma niczego przyjemniejszego niż mieć okres. Ale utwierdziłem się w tym ostatecznie, gdy zobaczyłem reklamę podpasek, które są „urocze”. Tak, tak, właśnie urocze.
Podobnie jak szczuplutka blondyneczka, która je sobie zamontowała, a teraz fika na łóżku koziołki, tak jej dobrze.
* * *
Cynizm to czy głupota właśnie w ten sposób reklamować higieniczne wkładki, będące kobiecie pomocą na czas trudny?
Podejrzewam niestety, że to pierwsze, i że reklamy wkładek i różnego rodzaju podpasek (np. „ze skrzydełkami”, od których ach, jak lekko) to robota nas, facetów. Choć „urocze” podpaski to akurat pomysł tak jawnie seksistowski (pomijając fakt, że niezgodny z logiką języka polskiego, bo uroczy może być raczej ktoś – na przykład pani używająca tychże – niż coś), że aż rodzi podejrzenia.
Że może wymyśliły je jakieś kobiety, okresowo uruchamiając radosną wyobraźnię.
Uroczo jest sobie taką wyobraźnię wyobrazić.
* * *
Lato (było?), gorąco. Rodacy wyszli na ulicę. Panowie – gołe torsy (ubrane tylko w tatuaże) i gacie (niezbyt często – krótkie spodnie, częściej gacie po prostu), panie – bluzeczki opinające (i odsłaniające) brzuszki oraz strzępy spodenek – eksponujące nóżki.
Ja rozumiem: upał, potrzeba ochłody, swobody. Ale ulica jest przecież miejscem publicznym, którego strzegą (podobno) rozmaite przepisy i regulaminy. Nie można na ulicy pić alkoholu, w wielu miejscach – palić tytoniu, nie można przeklinać, hałasować czy w inny sposób „zakłócać porządku”…
A goło – dobra, na półgoło – chodzimy sobie ulicami jak po własnym mieszkaniu porą nocną.
Tyle że wtedy zasłaniamy okna.
* * *
Nie jestem nadmiernie pruderyjny (rzekłbym raczej, że jestem nadmiernie bezpruderyjny) i ubolewam nad niedostatkiem w naszym kraju plaż dla nudystów (są jeszcze takie?), sądzę jednak, że goło i wesoło może nam być w różnych miejscach, lecz na ulicy niekoniecznie.
Jakimś dziwnym trafem wiemy o tym my, Polacy, ale tylko wtedy, gdy się znajdziemy za granicą, w mieście jakimś cywilizowanym, gdzie podobny strój naraziłby nas na mandat. No, ale nie naraża. Bo tam się pilnujemy. Czy dlatego, że czujemy się wtedy „w gościach”, a u siebie – jak uważamy – wolno nam wszystko, zgodnie z powiedzonkiem: wolnoć Tomku w swoim domku?
* * *
Jakkolwiek by było – czemu musimy być wtedy właśnie tacy brzydcy, niechlujni? Bo żeby to jakiś tors męski piękny tę nagość promował! Ale gdzież by!
Jak ktoś goły do pasa, to z reguły mięsień piwny na nim wisi jak garb, co się wielbłądowi zsunął z pleców. Jeśli dziewczę z brzuszkiem na wierzchu, to nie wtedy, niestety, gdy brzuszek płaski, ale wówczas, gdy zebrany w tłuste fałdy. I co to za przekleństwo, że goła damska noga nie wtedy jest goła, gdy zgrabna, lecz wówczas, gdy szersza od niejednych pleców…
* * *
Nie, nie szydzę z braku urody męskiej i damskiej. Nie jestem arbitrem piękna ludzkiego ciała ani się też sam nie mieszczę w tegoż piękna kanonach.
Zastanawia mnie jedynie, dlaczego tak rzadko potrafimy spojrzeć – sami na siebie – krytycznie, a choćby uważniej. Co się stało z naszymi lustrami? A chociażby tylko z poczuciem skromności?
Lubimy za to oglądać filmy retro, fabuły opowiadające o miastach przed wojną, i zachwycać się, jak eleganckie były wtedy damy na naszych ulicach, kroczące w delikatnych, zwiewnych sukienkach, i jak szykownie wyglądali panowie odpowiadający na upał nie gołą klatą, ale kapeluszem panama…
* * *
Sensacja z Onetu: „Weronika Rosati ostro skrytykowana za jedzenie suszi w ciąży”. No doprawdy, zgroza!
Zwłaszcza jak się zastanowić głębiej. Bo co się na tym świecie wyprawia! Raz, że nawet „suszi w ciąży” być dziś może. A dwa, że zupełnie na to nie zważają okrutni i niemoralni Japończycy, i owo suszi – w tym stanie – podają.
Artur D. Liskowacki
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".