Aleksander Doba w piątek w nocy wrócił do Polic. Nie udało mu się dokończyć zaplanowanej wyprawy kajakowej przez Atlantyk - z Ameryki Północnej do Europy. Ale nie rezygnuje z tego wyzwania. Mówi, że wyprawę zawiesił, a nie przerwał. Kontynuacja jej nastąpić ma już za 10 miesięcy. W sobotę rano (11 czerwca) w Policach słynnego kajakarza witali mieszkańcy i władze. A ten znów wsiadł w kajak i odpłynął…
Aleksander Doba zrobił w sobotę niespodziankę swojej wnuczce oraz jej koleżankom i kolegom z klasy. Wyruszył z nimi na planowaną dużo wcześniej wyprawę kajakową po polickiej Łarpi.
– Wróciłem wczoraj w nocy, czyli 10 czerwca, zdążyłem na urodziny mojej żony, które wypadają właśnie tego dnia – mówił w sobotę kajakarz. – A akurat dzisiaj jest impreza dla dzieci z filii Szkoły Podstawowej nr 8 w Policach, do której chodzi moja wnuczka. Od razu się zgodziłem, że popłynę z Olą (tak ma na imię starsza wnuczka kajakarza – red.). Jestem i będę aktywny. A swój kajak oceaniczny sprowadzę do Polic i jak najszybciej się w nim pokażę – i w Szczecinie, i w Świnoujściu, i w ogóle w Zachodniopomorskim. Kajak jest i będzie gotowy do zmierzenia się z oceanem w przyszłym roku.
Kajakarz wspominał też moment decyzji o przerwaniu wyprawy. Jej powodem były uszkodzenia jednostki.
– Gdyby to była wywrotka na głębokiej wodzie, to nic by nie było, nikt by nic nie wiedział – opowiada Aleksander Doba. – Sam bym się obrócił i popłynął sobie dalej. Brzeg był dla mnie zagrożeniem, kajak nie lubi brzegu. Te okoliczności miejsca i czasu sprawiły, że były takie przykre konsekwencje. Nie chciałem ryzykować. Drobna rzecz: wywróciłem się, złamały się anteny zewnętrzne, ale zniszczenia, te decydujące, nastąpiły w ciągu kolejnych 5 godzin mojej walki o ocalenie kajaka. Ja byłem akurat przy samym brzegu. Dla mnie wtedy zagrożenia nie było żadnego, ale ratowałem kajak. Nie dałem rady, bo byłem sam i była noc. Dopiero jak się skończył przypływ, moi przyjaciele przyjechali i pomogli mi wydostać kajak na ląd.
Aleksander Doba swoją pasję do kajakarstwa przekazał już swoim bliskim.
– Kajakarstwo turystyczne, takie uprawiam, jest zaraźliwe – przyznawał. – Ja zaraziłem nim całą moją rodzinę: żonę, dwóch synów. A z kolei syn – swoje dwie córki. Pływaliśmy razem wielokrotnie na różnych rzekach. Tak się złożyło, że dzisiaj się tu niespodziewanie zjawiłem, to popłynę razem z klasą mojej wnuczki.
Także gmina Police promuje ten rodzaj aktywności. Nie tylko przez dofinansowanie wypraw kajakarza. Co roku organizuje np. bezpłatne półkolonie letnie dla młodzieży - właśnie na wodzie (z kajakami).
- Organizujemy półkolonie, a także umożliwiamy wypożyczanie kajaków chętnym grupom – mówi Władysław Diakun, burmistrz Polic. – Zawsze można się zgłosić na tę przystań i wszystko uzgodnić. Ten teren jest przystosowany do wykorzystania i kajaków, i stacjonowania jachtów. Wiemy, że pan Aleksander Doba ma czas bardzo mocno wypełniony, ale jeśli tylko będzie miał chwilę wolną, to na pewno nie odmówi i przybędzie, żeby popłynąć na przykład z uczestnikami tych półkolonii. ©℗
Tekst i fot. Agnieszka Spirydowicz
Film: Jarosław Spirydowicz