Sobota, 27 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Ju jitsu. Paprykarze zamiast scyzoryków

Data publikacji: 09 marca 2018 r. 22:02
Ostatnia aktualizacja: 10 marca 2018 r. 07:54
Ju jitsu. Paprykarze zamiast scyzoryków
 

Rozmowa z Piotrem Uke Maniakiem, żołnierzem i mistrzem sportów walki

30-letni Piotr Uke Maniak, żołnierz 12. Brygady Zmechanizowanej, jest jednocześnie pasjonatem sportów walki, które uprawia w klubie Berserker’s Team Szczecin. Ostatnio odniósł spory sukces, bo zwyciężył w otwartym turnieju pod auspicjami International Brazilian Jiu-Jitsu Federation (Międzynarodowa Federacja Brazylijskiego Jiu-Jitsu z siedzibą w Rio de Janeiro – założona w 2002 roku największa organizacja na świecie promująca tę dyscyplinę), który odbył się w Londynie.

– Czy turnieje jiu-jitsu w formule open, czyli otwartej, gdzie startować może każdy, cieszą się wśród zawodników dużą popularnością? Ile przeszkód trzeba było pokonać, by stanąć w Londynie na najwyższym stopniu podium?

– Popularność jest spora, bo na niedawnym turnieju w Lizbonie było ponad 4,5 tysiąca startujących. W Londynie było ich mniej, raczej poniżej tysiąca, lecz nie wiem dokładnie ilu, bo koncentrowałem się na swoim starcie. Było sporo konkurencji, a z polskiej ekipy aż 7 osób zdobyło złote medale. Miałem trochę szczęścia, bo w mojej wadze do 97,5 kilograma, nie było zbyt wielu rywali. Rozpocząłem rywalizację od półfinału, gdzie wygrałem bez walki z Anglikiem, a w finale pokonałem przez duszenie zawodnika z Ukrainy po minucie i 30 sekundach. Zwykle staram się zwyciężać przed czasem, by nie zdawać się na sędziowskie werdykty. Złoto w Londynie wywalczyłem praktycznie w jednej walce, więc znacznie cięższe zadanie miałem przed dwoma tygodniami na mistrzostwach Polski w Luboniu, gdzie rywalizując w 20-osobowej stawce, musiałem stoczyć 4 pojedynki, z których trzy wygrałem przed czasem i tylko jeden na punkty.

– Zwycięstwa w IBJJF London Winter International Open oraz mistrzostwach kraju to największe dotychczasowe sukcesy?

– Mam jeszcze w swej kolekcji pas mistrza Europy, ale bezsprzecznie najbardziej cenię brązowy medal mistrzostw świata wywalczony w ojczyźnie tego sportu, w Sao Paulo, oraz zdobyty mniej więcej w tym samym czasie złoty medal mistrzostw Brazylii Paulista.

– Jakie są najbliższe sportowe plany?

– Wkrótce w Rzymie będą mistrzostwa Europy, a następnie wiele innych imprez, bo kalendarz startowy jest napięty. Nie wiem jednak, czy podołam finansowo z żołnierskiego żołdu. Przydaliby się więc sponsorzy na sfinansowanie wyjazdów, przygotowań, odżywek i rehabilitacji po ciężkich nieraz bojach.

– Jak rozpoczęła się fascynacja brazylijskim jiu-jitsu?

– Przed pięciu laty koledzy mnie w to wciągnęli, a później to już mnie totalnie poniosło. Wcześniej próbowałem swych sił w MMA, czyli mieszanych sztukach walki, ale w stójce nie byłem tak mocny jak w parterze. Oglądając mistrzów zauważyłem jednak, że są i tacy, którzy niemal wszystkie walki rozstrzygają leżąc na macie. Postanowiłem więc także walczyć w parterze i się w tym zakochałem, więc stąd wybór BJJ. Nie wyrzekłem się jednak marzeń związanych z MMA, gdzie mam na koncie 3 walki, z których tylko jedną wygrałem, a było to w Stepnicy. Myślę, że jeszcze wrócę do MMA, a pomóc mi w tym może były pięściarz i trener boksu Radosław Król, z którym regularnie ćwiczę w klubie BKS Olimp.

– Jak wyglądają pańskie treningi?

– Ćwiczę codziennie ten brazylijski sport późnym popołudniem w salce Berserker’s Team przy ulicy Kolumba pod okiem mistrza Piotra Bagińskiego. Zajęcia z MMA odbywają się zaś rano, co trudno byłoby godzić ze służbą wojskową, więc to był kolejny powód wyboru brazylijskiego jiu-jitsu. Wpadam też na ulicę Mazurską, na wspomniane już zajęcia pięściarskie. W soboty toczę zaś sparingi, a w niedziele mogę nieco odpocząć, jeśli nie ma zawodów.

– Pochodzi pan z Kielc, skąd do Szczecina jest trochę daleko…

– Inspiracją przeprowadzki był fakt, że Szczecin to był i jest najsilniejszy ośrodek w Polsce, jeśli chodzi o walki w parterze. Później wszystko potoczyło się szybko, znalazłem pracę w wojsku i potem poznałem moją obecną partnerkę Ewelinę. Pięknie się to układa i oby tak dalej, a wszystko jest w ręku Boga. Myślę o założeniu rodziny i nie zamierzam opuszczać grodu Gryfa, zaś dzieci, które mam nadzieję się pojawią, będą szczecińskimi paprykarzami, a nie kieleckimi scyzorykami. Ewelina to złota osoba, która bukuje mi loty na turnieje i rezerwuje hotele oraz regularnie mam dzięki niej przygotowane pudełeczka z jedzeniem. Pomaga mi zresztą wiele osób, w tym dowódca i przełożeni w jednostce, bo od sześciu lat jestem zawodowym żołnierzem 12. Brygady Zmechanizowanej w 1. batalionie 3 kpzmot., a dodam, że często startuję także w zawodach wojskowych. Na wszystkich imprezach reprezentuję zaś jednocześnie: kraj, klub i jednostkę. W wojsku z sympatią patrzą na moją sportową pasję, bo sprawność fizyczna nabyta tym sposobem przydatna jest także na służbie. Zapewne szczególnie na zagranicznych misjach, ale jeszcze na takiej nie byłem.

– A czy jest także sprzężenie zwrotne, polegające na tym, że codzienna służba, a zwłaszcza ćwiczenia na poligonach, procentują później w sporcie?

– Tak właśnie się dzieje, bo niebywale hartują 24-godzinne ćwiczenia na poligonie, nocne marsze, spanie pod gołym niebem i całe dnie spędzane w lesie między innymi na zgłębianiu taktyki walki, ale tych wątków nie chcę rozwijać, bo tu już zahaczamy o tajemnicę wojskową…

– Na koniec zapytamy o dwuczłonowe nazwisko. W Szczecinie mieliśmy przed laty mistrza sprintu Wiesława Maniaka, który doczekał się stadionu lekkoatletycznego pod swoim imieniem. Czy to rodzina, czy tylko zbieżność nazwisk? Natomiast człon Uke nasuwa zagraniczne skojarzenia…

– Z naszym wspaniałym biegaczem to tylko zbieżność nazwisk, ale chciałbym osiągnąć w sporcie takie sukcesy, by mówiono, że w Szczecinie pojawił się drugi Maniak. Natomiast „Uke” to nie jest człon nazwiska wpisany w dowodzie osobistym, lecz jedynie przydomek, jaki zazwyczaj przybierają zawodnicy w sportach walki, a przykładowo Michał Materla znany jest powszechnie na świecie jako „Cipao”. Uke to po japońsku uczeń, na którym trener demonstruje ćwiczenia i poszczególne techniki. Otrzymałem ten przydomek w czasach, gdy zarabiałem na życie stojąc na tak zwanej bramce.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗

(mij)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

,,,,
2018-03-10 07:34:34
Wiele osob ma takie naklejki z tylu na samochodzie oczywiscie czesto łamią przepisy ruchu drogowego a naklejka po co zeby ktos sie bał?o mistrzach z zpy,zst,zgy,zpl nie wspomne plus ryby....

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA