Czwartek, 25 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Ustawą w czytelnika?

Statystyki brzmią strasznie: 78 procent Polaków nie kupiło w ubiegłym roku ani jednej książki, 58 procent w ogóle nie czyta. Czy tę sytuację może polepszyć planowane wprowadzenie rocznej, stałej ceny na premierowe na rynku tytuły? Nadzieja dość płonna - ustawa, choć korzystna dla wydawców i małych księgarń, czytelnikowi skutecznie odetnie możliwość kupowania nowości na promocjach.

Zwolennicy takiego uregulowania rynku twierdzą, że zapobiegnie ono sytuacji, w której wielkie sieci, punkty sprzedaży internetowej czy dyskonty toczą rabatowe wojny. Ustawa ma też poprawić sytuację małych księgarń, dziś pozbawionych takich możliwości jak większe podmioty. Inicjatorzy rozwiązania zapominają jednak o jednym: żadne odgórne prawo nie wzbudzi głodu czytania. Do tego mogą przyczynić się wyłącznie szeroko zakrojone edukacyjne programy, nieszablonowe pomysły na promocje, inspirowanie mody na poszczególne tytuły (jak było z serią o Harrym Potterze czy cyklem o Greyu). Tych jednak nie widać. W polskiej przestrzeni publicznej wciąż łatwej wypromować ośmiorniczki niż nową powieść Umberto Eco.

Co się zatem stanie, jeśli inicjatywa, zamiast korzyści, przyniesie duży wzrost cen, tak jak w Izraelu? Nam, książkoholikom, przyjdzie się chyba przerzucić na e-booki. Sprzedaży tych, na szczęście, nikt na razie nie zamierza regulować.