Wtorek, 16 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Też nie idę na referendum

Przed drugą turą wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski i jego sztabowcy byli do tego stopnia zdesperowani złymi wynikami sondaży, że chwytali się różnych sposobów, by odwrócić ten negatywny trend. Jednym z owoców owej desperacji jest referendum zarządzone przez prezydenta Komorowskiego na początek września. Pytanie o to, czy Polacy są za jednomandatowymi okręgami wyborczymi, jest pokłosiem walki polityka, który przegrywa bój o reelekcję, o elektorat Pawła Kukiza.

Druga sprawa: czy jesteśmy za utrzymaniem finansowania partii politycznych politycznych z budżetu państwa, jest nieodpowiedzialnym ruchem, który bez poważnej ogólnopolskiej dyskusji na ten temat (a tej na razie nie słyszę) jest tylko haczykiem na populistyczny elektorat. Ale już prawdziwą wisienką na torcie jest pytanie o to, czy podatnicy są za rozstrzyganiem wątpliwości skarbowych na ich korzyść. Nie różni się niczym zapytania dziecka, czy chce lizaka, czy nie. Ale to nie koniec, bo od kilku dni słyszymy, że właśnie ta wątpliwość skarbowa może bezpodstawna, bo za pójściem na rękę podatnikom kilka dni temu głosował Sejm.

I po co to referendum? Ludzie, z którymi rozmawiam, otwarcie mówią: „Nie idę na referendum”. Ja też!