Czwartek, 25 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Pilnujmy słów

Zamach stanu, koniec demokracji, prowokacja, warchoły, dyktatura, anarchia, przestępcy, zdemoralizowani frustraci, zdrajcy, bunt, fałszywi obrońcy wolności, agenturalny spisek, antyrządowa hucpa, dzicz, nakręcona tłuszcza, esbecki Majdan, podpalacze Polski, faszyści, bolszewickie metody, początek wojny domowej, kneblowanie wolnych mediów…

Słowa, słowa, słowa.
Z lewa i prawa, z góry i dołu.

Niektóre merytorycznie uzasadnione, niektóre wprost przeciwnie. Jedne bliższe rzeczywistości, inne bardzo od niej dalekie. Celowo nie segreguję ich tutaj, nie wartościuję pod względem sensu, nie przypisuję tym czy tamtym.

Kiedy zresztą spisać je razem i wymieszać – a cytowane wyżej to tylko część z tych, które płyną do nas z mediów, ze sceny politycznej, ale też z ulicy, która zawsze była i jest ich echem – to choć wymierzone są w zupełnie różne strony, wydają się do siebie dziwnie podobne.

Bo chociaż różni je stylistyka (ze strony prorządowej – niepokojąco bliska językowi „Trybuny Ludu” i partyjnej propagandy PRL, zwłaszcza stanu wojennego) i natężenie emocjonalne (ze strony opozycji – przesadnie wierna heroicznym mitom konspiracji), to na pewno zbliżone są do siebie intencją. Chęcią zdyskredytowania przeciwnika, przypisania mu najgorszych cech i zamiarów. Napiętnowania go symbolicznie, za pomocą słów właśnie. Szczególnie zaś tych, których znaczenie wpisało się w nasze bolesne doświadczenia historyczne.

A kto i jaką by w owych powrotach historii grał rolę, to już, oczywiście, rzecz inna. Od nas zależna. Związana ze sztandarem, pod którym stoimy.

A jeżeli już pod nim stoimy, chętnie słuchamy słów, które wydają się nam adekwatne do rzeczywistości, bo potwierdzają nasze widzenie świata. A jeśli je potwierdzają, to widocznie są adekwatne do rzeczywistości. Na rozmowę w tym wszystkim miejsca i ochoty coraz mniej.

Za to coraz więcej miejsca i ochoty na coraz więcej słów. Słów, które coraz mniej liczą się z faktami. A już najmniej – z drugą stroną konfliktu.

Pilnujmy słów, bo wymykają się nam coraz łatwiej i są przepełnione coraz większą agresją. Pilnujmy słów, bo choć zwykle mamy wrażenie, że to my sami je wypowiadamy, może się okazać, że zostaliśmy użyci jak te słowa właśnie. Po to, żebyśmy się sobie wzajemnie rzucili do gardła.

Artur Daniel Liskowacki