Puste półki w sklepach, reglamentacja żywności w systemie kartkowym i towarzyszące sprzedaży kolejki, przerwy w dostawach prądu, szczególnie niebezpieczne w obliczu mroźnej zimy, drastyczny spadek poziomu produkcji, przestoje i strajki w zakładach pracy - to realia Polski przełomu lat 70-tych i 80-tych. 35 lat temu, 13 grudnia 1981 r., ówczesna władza sięgnęła po argument siły, by powstrzymać, jak to uzasadniano, postępującą dewastację państwa. W rzeczywistości chodziło przede wszystkim o obronę panującego ustroju, utrzymanie władzy politycznej w ręku rządzącej partii, zdławienie rosnącego w siłę ruchu demokratycznego i utrzymanie kontroli nad wybijającym się na niezależność ruchem związkowym.
W krótkiej perspektywie stan wojenny doprowadził do powstrzymania niepokojów społecznych. Oceniając z dłuższej perspektywy, sprawił, że upadek panującego systemu stał się kwestią czasu. Przed 13 grudnia Polska była była podzielona na dwa obozy, wojna wewnętrzna jedynie te podziały pogłębiła. Ponieważ rządzący nie dzielili się z nikim władzą, najskuteczniejszym sposobem wywierania na nich wpływu stało się obywatelskie nieposłuszeństwo. Bojkot na wielu płaszczyznach. Narastający stopniowo, wyrzekający się przemocy. Ten proces doprowadził do pomyślnego finału, choć zajął dużo czasu.