Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Ito Yaki

Kiedy Adam Małysz święcił pierwsze wielkie triumfy, zdobywając medale igrzysk i mistrzostw świata, Polska była pod napięciem. Polityka wchodziła do domów. Trwała gorąca, często brutalna debata o przystąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej.

Sukcesy Małysza jednoczyły jednak wszystkich – pod skoczniami było biało-czerwono, a telewizja notowała rekordy oglądalności. Jego zwycięstwa pozwalały nam czuć się narodową wspólnotą, a choćby tylko kibicami tej samej flagi.

Wiele wskazuje na to, że sukcesy odrodzonego Kamila Stocha mogą dziś odgrywać podobną rolę. Czas znów niespokojny, kłócimy się i skaczemy sobie do oczu z większą zaciekłością niż narciarze skakali w Wiśle i Zakopanem. Ale niewielki wzrostem skoczek o twarzy chłopca porywa nas wszystkich sportowym poziomem i entuzjazmem.

Nic dziwnego, że znów ogrzewają się w jego blasku politycy, ale i nam robi się cieplej na sercach, gdy staje na podium.

Szkoda tylko, że sport – który powinien być czystą radością – musi znów dźwigać polskie traumy i leczyć nasze bratobójcze rany. Zwłaszcza że pojawia się pytanie: co będzie, gdy forma Kamila przestanie być mistrzowska?

Podczas zawodów w Wiśle komentator Eurosportu, widząc Stocha na belce, zakrzyknął: „A teraz kolejny skoczek. I to jaki!” – co zabrzmiało bardzo po japońsku: Ito Yaki, a skok Kamila zapeszyło i był nieudany.

Pisząc o zapeszeniu, żartuję oczywiście. Ale serio się obawiam, czy wystarczy nam Stocha na wojnę polsko-polską. A jeśli nawet, to na jak długo.