Czwartek, 18 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Chęć szczera

Nie wiem, jaki jest najlepszy system oświatowy. Wiem, jaki jest najgorszy: ten nasz. Jest i będzie. I nie z powodu istnienia lub braku gimnazjów czy zawodówek. Jest najgorszy, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał za pięć lat.

W 1999 r. mieliśmy reformę oświaty, po której pojawiły się gimnazja. Dzieli nas od niej raptem 17 lat. I ten okres też nie był wolny od zmian, może nie tak rewolucyjnych, ale znaczących. Takich jak nowa matura czy zmiana wieku, w którym się pierwszy raz idzie do szkoły.

Nie zamierzam dowodzić, że obecny system jest dobry, ale nie będę też stawał po stronie twierdzących, że gimnazja to zło, które należy usunąć. Ani jedno nie jest prawdą, ani drugie. A tymczasem polskiemu szkolnictwu najbardziej szkodzi brak stabilizacji. Praktycznie każda opcja u władzy próbuje na trwałe zapisać w nim swoją obecność. I w efekcie uczeń, który dojdzie do studiów, nie stając się po drodze ofiarą choćby jednego oświatowego eksperymentu, może się uważać za farciarza.

Po poprzedniej reformie ze zdumieniem przekonałem się, że mój syn – wówczas w podstawówce – doskonale zna budowę komórki, ale nie potrafi odróżnić liścia klonu od liścia dębu. Na moje szczęście efekty tej najnowszej będą już poznawali rodzice innych dzieci.