Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Kto dla kogo liczy

Data publikacji: 2015-06-23 11:55
Ostatnia aktualizacja: 2015-07-17 13:47

 To co jest ma oczywiście przewagę nad tym, co mogłoby być. Między innymi dlatego, że człowiek nie lubi w swoim otoczeniu zmian. Milton Friedman nazywał to „tyranią status quo". Podświadomie przyjmujemy, że jeśli coś - np. jakiś system podatkowy - utrwaliło się w naszym zakątku świata, to nie bez mądrego powodu. To co jest, jest rozumne - twierdził Hegel. I dobrze obliczone - dodają związani z władzą, czy też szerzej z oligarchią, ekonomiści. Sugerując, że kto kwestionuje kierunek aktualnych strumieni pieniędzy, ten jest nieukiem, dyletantem, albo w najlepszym razie populistą.

Otóż nie sądzę, że główny podział wśród ekonomistów i finansistów przebiega według tego, kto lepiej liczy. Chodzi raczej o to, niestety, kto dla kogo liczy. A także: kiedy czyni obliczenia, oraz z jakim, z góry zleconym, wynikiem. Dowód? Choćby rządowa ekonomia - czyli taka dziwna „matematyka", w której dwa plus dwa raz daje cztery, a innym razem, zwykle w sezonie wyborczym, pięć. Pamiętamy: nie wolno kwestionować „reformy 67", nie można podnieść kwoty wolnej od podatku, nie wolno..., bo katastrofa budżetu. Jednak przeliczono jeszcze raz, i teraz już wolno. Znajdują się pieniądze dla budżetówki, pielęgniarek. Kreatywni księgowi pani premier znajdą coś pewnie i dla innych, bo do jesiennych wyborów coraz bliżej.

W ten sposób rząd, ze względów taktycznych, sam obala głoszony przez siebie aksjomat, że inaczej nie było można. Ale to dobrze. Bo bezalternatywny świat umeblowany niewidzialną ręką rynków finansowych - to mit, za którym stoją całkiem widzialne grupy interesów. Tworzyć i dzielić narodowy chleb można na sto sposobów: są różne systemy podatkowe oraz różne modele polityki społecznej i wsparcia państwa. Bywają też przejściowe mody, np. liberalna. Jednak powinniśmy, jak sądzę, wybierać te systemy, które najlepiej odpowiadają naszym podstawowym wartościom, takim jak sprawiedliwość, równość wobec prawa, solidarność w stosunku do słabszych. 

Rachunki, choć oczywiście ważne, są sprawą wtórną. Każdy z tych przykładowych stu modeli może być odpowiedzialnie, czyli w granicach realnego budżetu, przeliczony. Mówię o poważnych obliczeniach, a nie sporządzanych przez bankowych doradców doraźnych „analizach", którymi jesteśmy co dzień bombardowani w mediach. Krótko mówiąc, potrzebujemy ludzi, którzy liczą nie dla banku, właściciela funduszu, czy kogoś innego, ale dla prawdy... jakkolwiek staroświecko to brzmi. Miejmy nadzieję, że są jeszcze tacy, na przykład na uniwersytetach.


Zbigniew JASINA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500