Fachowcy zajmujący się ekologią często powtarzają, że starsze pokolenie jest już dla idei czystej ziemi, wody i powietrza definitywnie stracone. Mówią z lekkim przymrużeniem oka, bo przecież wiadomo, że to nie dotyczy wszystkich. Są przecież w tym pokoleniu ludzie, którzy akurat o środowisko naturalne (czy jest jeszcze coś takiego?) wyjątkowo dbają. Ale jest w tym „straceniu” sporo racji.
Samochody zatrzymujące się przy drogach, których właściciele bez skrupułów wyrzucają worki ze śmieciami do rowu, albo takie same obrazki w lasach, na rogatkach miast, nad rzekami i strumykami. Nie raz, nie dwa takie rzeczy każdy z nas widział. Ile razy grzybiarze spotykali w lesie stare telewizory, pralki, niepotrzebne opony do samochodów i mnóstwo innych rzeczy z odpadami komunalnymi włącznie. Kto to wyrzucał i nadal wyrzuca? Małe dzieci czy jednak dorośli?
Tak akurat się składa, że dobrą rolę w wychowaniu rodziców odgrywa szkoła, do której uczęszczają ich dzieci. Wydawać się to może niedorzeczne, ale tak jest. Bo w szkołach dzieci uczą się nie tylko języka polskiego, matematyki i geografii, ale także segregowania odpadów. Świetnie wiedzą, że trzeba oddzielać od siebie papier, plastik czy szkło. Wiedzą też, że w ten sposób chronią naturę, bo te frakcje mogą być ponownie wykorzystane. I te dzieciaki, wracając po lekcjach do domu, potrafią poprosić rodziców o to, by segregowali odpady. Nawet jak się dorosłym nie chce tego robić (tak jak nigdy przedtem się nie chciało, bo nikt nie zwracał na to uwagi), to swojemu dziecku trudno jednak odmówić.
Jeżeli chcielibyśmy mówić o osiągnięciach polskiej szkoły (wielu w to wątpi), to akurat w dziedzinie ochrony środowiska ma je bez dwóch zdań. I nie chodzi tu tylko o najprostsze segregowanie odpadów na trzy wspomniane frakcje, ale o takie drobiazgi, jak chociażby powszechnie używane baterie i bateryjki, które dorośli bezmyślnie wyrzucają do worków na śmieci. Zużyte baterie, to wielka groźba dla środowiska, z której niewielu dorosłych zdaje sobie sprawę. A szkolna dziatwa, a przynajmniej jej duża część, już tak.
Pokolenie stracone? Może i tak, chyba że chce się uczyć od własnych dzieci. A warto. Zresztą nie tylko w tej dziedzinie.
Marek Osajda, dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego".