Z daleka widać lepiej. To znaczy: czasami nie widać wcale. Bo niektóre rzeczy dopiero z dala przybierają odpowiedni dla siebie wymiar i znikają w ogóle.
Po powrocie z owej dali następuje za to szok, bo małe rzeczy zaczynają rosnąć, a wraz z nimi mali ludzie ze swymi małymi gestami i wielkimi słowami.
Giganci bliskiej perspektywy.
* * *
Oglądałem telewizję 3000 kilometrów stąd, na zachód – a w niej: żadnego tamtejszego polityka (że o naszych nie wspomnę). Ba! również żadnego dziennikarza czy innego eksperta od spraw politycznych, a w związku z tym – żadnej telewizyjnej pyskówki, która rozjątrzałaby miejscowych, dzieląc ich na lepszych i gorszych, a przy okazji nasycając wzajemną nienawiścią.
W tamtejszej telewizji mnóstwo za to piłki nożnej na licznych kanałach. I to na jej temat spierają się z pasją eksperci.
Kierowca tuk-tuka – elektrycznego pojazdu wiozącego mnie przez miasto – opowiada mi o tym z uśmiechem. Trochę ironicznym i pobłażliwym, ale pełnym zrozumienia. Mówi: 85 procent obywateli interesuje się tu wyłącznie futbolem, polityką nie więcej niż 15.
* * *
Czy to dobre proporcje? Zapewne tak, pod warunkiem jednak, że możliwe. A możliwe są tylko wtedy, gdy polityka nie zajmuje się obywatelami.
U nas, niestety, robi to na okrągło. Wchodzi nam do domów, do szkół, łóżek, do ust.
* * *
A co się dzieje, kiedy zaś włazi nam do ust coraz bardziej, coraz głębiej? To właśnie, co się dzieje, gdy wetkniemy sobie do gardła palec.
* * *
Czy to nie znamienne, że patrząc stąd w stronę przeciwną niż opisana wyżej, widać, że rozpolitykowanie publiczne i medialne – będące zresztą w istocie namiastką prawdziwej polityki i jej wulgarną karykaturą – narasta wprost proporcjonalnie do tego, jak maleje wartość prawdziwej demokracji. Patrz: Rosja.
Nie ma chyba telewizji na świecie, w której nie gadałoby się tak wiele i tak namiętnie, a zarazem tak agresywnie, brutalnie i z naruszeniem wszystkich kulturowych norm – jak rosyjska.
Demokracja w wersji kabaretowej na ponuro.
Zbliżamy się szybko w tę stronę.
* * *
Kazimierz Rudzki, znakomity aktor i mistrz celnego słowa (lata 60. i 70. ubiegłego wieku), coraz bardziej zapominany wzorzec kultury – nie tylko scenicznej – szerszej widowni przypominany już tylko jako ojciec Pawła z serialu „Wojna domowa” (tytuł to dziś à propos) w reżyserii zmarłego niedawno Jerzego Gruzy – był w swoim czasie konferansjerem kabaretów.
I właśnie w tej roli mawiał, trawestując znane powiedzenie o rzeczywistości, która nas otacza, że „otacza nas ona coraz bardziej”. Trudno nie odnieść wrażenia, że i dziś byłaby to kwestia boleśnie aktualna.
* * *
Gesty i słowa, styczeń 2020 w obrazkach i cytatach.
Prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie Maciej Nawacki manifestacyjnie drze kartkę z projektem uchwały kolegów z olsztyńskich sądów – czyniąc to z uśmiechem satrapy – posłanka Joanna Lichocka pokazuje sejmowej opozycji środkowy palec – by potem tłumaczyć swój gest cynicznie, że poprawiała tym palcem włosy – wiceminister Janusz Kowalski – z racji imienia i nazwiska mogący uchodzić za typowego Polaka – komentuje wyrok Sądu Najwyższego słowami: „mam w nosie tych 60 sędziów” – a minister magister Zbigniew Ziobro o ekspertach prawnych Komisji Weneckiej mówi tak: „mędrcy i pyszałkowie, którzy przyjeżdżają do nas z nadęciem…”
* * *
…i jeszcze marszałek Sejmu Elżbiety Witek w Telewizji Trwam: „Bez Jarosława Kaczyńskiego nic by się nie zadziało. On jest inspiratorem, on jest kreatorem (…) wokół którego skupiają się najtęższe umysły intelektualne”.
Jakie dokładnie? Patrz wyżej. I dodaj do tych „najtęższych” inne równie tęgie: Jaki (nomen omen), Suski, Sasin, Wójcik, Błaszczak, Kuchciński, Tarczyński… itd., itp.
* * *
A sam Jarosław jako „kreator i inspirator”?
Kuszące. Z tymi tytułami mógłby przecież stanąć obok Paco Rabanne'a, Yves'a Saint Laurenta, Giorgio Armaniego, Calvina Kleina, Christiana Diora…
Ale najbardziej by mu pewnie pasował Hugo. Boss!
* * *
Wracając jeszcze do palca posłanki Lichockiej.
Przykład zachowania, o którym powiedzieć, że było żenujące, to powiedzieć więcej niż mało, stał się zaraz – co zrozumiałe – polityczną bronią opozycji oraz – co również zrozumiałe, ale w kontekście całej sprawy (dwa miliardy na TVP zamiast na onkologię) przykre dodatkowo – obiektem różnych wesołych żarcików.
Tymczasem nikogo – naprawdę nikogo – nie poruszyło to, co przecież tak jawnie wstydliwe.
Ten wulgarny gest wykonała przecież kobieta. Ze środowiska, które tak ponoć szanuje tradycyjną rolę kobiet i która sama znana była z tego, że ową rolę ceni znacznie bardziej niż model współczesnej wyzwolonej kobiety.
Można by więc rzec, że Lichocka pokazała fucka samej sobie.
* * *
Sławomir Świerzyński, lider zespołu Bayer Full – ten od dzieła „Majteczki w kropeczki” i „Wszyscy Polacy to jedna rodzina”, na co dzień homofob („homoseksualizm to początek pedofilii”) – przeżywa wzmożenie opiniotwórcze.
Pożary w Australii uznał niedawno za Australii sprawę własną i wyolbrzymioną przez „ekologistów” i przekonywał, by nie dramatyzować, bo tamtejsza „natura poradzi sobie sama”, teraz włączył się w kampanię prezydenta Dudy.
„Jemu miód kapie z ust po prostu” – rzekł z zachwytem w TVP Info – „On ma pyłek kwiatowy w ustach”. Oj, dobra to zmiana, co z idoli disco polo czyni wieszczy i trybunów ludu.
* * *
Ciekawie się to zresztą komponuje z inną subtelną wypowiedzą bayeranta – skierowaną jakiś czas temu do wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja. Dotyczącą niby to awarii stołecznej oczyszczalni ścieków, ale w istocie faktu, że Rabiej jest gejem: „Kto grzebie w cudzej d… temu g… wypływa”.
Gdybym miał tu przejść… hmm… płynnie do riposty, rzekłbym krótko: No właśnie!
* * *
Ale jeśli Andrzejowi Dudzie z ust kapie miód, to już niestety nie wiem co i skąd kapie Sławomirowi Świerzyńskiemu.
Że jednak równie słodkiej wazeliny nie produkowali chyba nawet za Stalina (i tylko żartem puszczano tajne wierszyki: „Nasz kochany Józef Stalin – usta słodsze ma od malin”), to może by tak zacząć tym czymś dosładzać małpki, które suweren spija z rozkoszą wielką i rosnącą? Dzięki czemu – w nagrodę oczywiście – spadnie nań większy podatek prozdrowotny i Polska znów nam urośnie w siłę.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".