Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Moda? Nie dajmy się zwariować!

Data publikacji: 25 marca 2016 r. 21:26
Ostatnia aktualizacja: 25 marca 2016 r. 21:36
Moda? Nie dajmy się zwariować!
 

Rozmowa z Katarzyną Bobalą, szczecińską projektantką mody, stylistką

- Kasiu, ile to już lat „robisz w modzie”?

- Ponad 22 lata... 22 lata temu poszłam do fabryki robić kolekcję...

- Do fabryki?

- No, do takiego małego zakładu przemysłowego. Wyszłam z domu, z mojej pracowni, gdzie szyłam pojedyncze sukienki i na przykład kreacje na imprezy typu Miss Polonia - to wówczas było wielkie wydarzenie, które wszyscy śledzili. Ale kiedy mój syn Kacper podrósł, poszłam normalnie do pracy i robiłam kolekcje dla pewnej małej wytwórni. To były zupełnie inne czasy, ale mile je wspominam. A potem zaczęłam pracę w Magnum...

- To była słynna marka...

- Tak. I to już była duża sprzedaż na poziomie tysięcy sztuk. Ta współpraca trwała wiele lat...

- A teraz?

- Od sześciu lat mam swoją małą firmę. Atelier Katarzyna Bobala. Stworzyłam miejsce, w którym się dobrze czuję i gdzie jestem niezależna od wyników sprzedaży, to jest zupełnie inna filozofia niż w przemyśle. Robię przede wszystkim pojedyncze projekty dla klientek.

- W Szczecinie można z tego wyżyć?

- To nie jest pomysł na biznes. Zawód projektanta leży na pograniczu sztuki i rzadko który projektant opływa w dostatek. Są sezony lepsze i gorsze. Wyżyć się da, oczywiście, ale jeśli ktoś ma ambicje zarobienia naprawdę dużych pieniędzy, to akurat drogę, którą ja wybrałam odradzam.

- Ale może jest to droga do sławy?

- Hm. Pytanie co to znaczy sława...

- ...jest to jednocześnie pytanie o twoje postrzeganie siebie na rynku lokalnym.

- Nie mam zielonego pojęcia. Bardzo mnie dziwi, kiedy ludzie mnie rozpoznają, a rozpoznają często. Na przykład jestem na imprezie i jakieś panie podchodzą do mnie, serdecznie się witają, mówią, że jeszcze u mnie nie były, ale dużo słyszały i pytają czy mogą przyjść do pracowni w przyszłym tygodniu. Ale ja już długo żyję, miasto nie jest duże, więc siłą rzeczy wszyscy jakoś tam się znają...

- No dobrze. Przychodzi do ciebie taka pani i mówi: pani Kasiu niech mi pani uszyje coś ładnego czy też twoje klientki mają bardziej skonkretyzowane pomysły?

- Generalnie jest właśnie tak: niech mi pani uszyje coś ładnego. Ale przede wszystkim mam bardzo dużo stałych klientek. Nieskromnie powiem, że jak już ktoś do mnie przyjdzie, to ze mną zostaje.

- Jakie są twoje klientki?

- Szyję dla kobiet 35++++. W życiu wielu kobiet pojawia się taki etap, kiedy gdzieś się gubią. Nie potrafią odnaleźć swojego stylu w dojrzałości. Tej, która charakteryzuje się zmianą nastawienia do życia, zmianą statusu w społeczeństwie oraz zmianą sylwetki i dynamiki ruchu. Przez strój wyrażamy siebie, ale jest też naszą tarczą. Bardzo silnie wpływa na to, jak postrzegamy siebie, jakie mamy poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Panie przychodzą i mówią wprost, że mają problem z wyjściem z domu, bo czują się skrępowane swoim wyglądem, oceniają się skrajnie źle. Źle się w swoich ubraniach czują. Potrzebna jest osoba, która spojrzy z boku, obiektywna.Często bardzo szybko pojawia się błysk w oku. Lubię te momenty, bo widzę ile to daje radości i ulgi. Również mnie. Jedni się znają na gotowaniu, inni na ubieraniu.... Pracuję bardziej jako stylista i krawiec niż projektant, chociaż można u mnie oczywiście kupić projekty autorskie i na to też jest spore zapotrzebowanie. Na rzeczy trochę ekscentryczne, inne.

- Słyszałam, że udało ci się stworzyć fajne miejsce, coś więcej niż pracownię krawiecką...

- Tak, jest fajna atmosfera, miejsce w jakiś sposób wygrzane. Ogromnie mnie cieszy, że w atelier funkcjonuje coś w rodzaju klubu, w którym klientki się ze sobą spotykają, gadają, zaprzyjaźniają. Spora jest też grupka pań, które kupują u mnie tkaniny i szyją same, podpatrują pracę moich krawcowych, modele. To moja ogromna satysfakcja!

 - Zdradźmy w tym miejscu, że jest to pierwsza rozmowa z cyklu, który najogólniej określmy hasłem „Jak sobie radzić z modą...”.

- Ale czy z modą w ogóle trzeba sobie radzić?

- ?

- Może ważniejsze co jest dla kogo dobre? Przecież nie ma obowiązku bycia modnym.... Tym bardziej, że pojęcie tego co jest modne staje się coraz bardziej płynne. A histeria wokół bycia modnym jest sztucznie nakręcana. Ciuchów jest za dużo, a świat ma naprawdę wiele ważniejszych problemów. Niech ta nasza autoprezentacja będzie raczej wypadkową potrzeb i osobowości niż narzuconą formułą. Tak więc może lepszym byłby tytuł „Luzik" albo „Bez spiny"?

- OK. Do tematu wrócimy niebawem. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Berenika Lemańczyk

 

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA