Pod koniec maja finał Ligi Mistrzów. Zero ekscytacji w związku z tym. Zagrają te same drużyny co dwa lata temu: Atletico i Real. Atletico dotarło tam, dokąd dotarło, uprawiając futbol brzydki, męczący, defensywny. W półfinale Real mierzył się z Manchesterem City. Ten dwumecz był katastrofą. Piłkarze obu gwiazdorskich drużyn, a każdy z nich kosztuje plus minus tryliard euro, byli tak przerażeni stawką spotkania i tym, że mogliby pierwsi stracić gola, że jedynie posymulowali grę w piłkę nożną.
Co będzie w finale, wiadomo. Wiadomo, bo obie drużyny walczą ze sobą regularnie. Znowu piłkarze z Atletico zamurują bramkę, znowu będą faulować, znowu Ronaldo będzie robił dramatyczne trzy kroki przed strzeleniem rzutu wolnego… Wciąż, wciąż to samo. Liga Nudziarzy.
Zresztą najbardziej romantyczna rzecz w futbolu, jaka mogła się przydarzyć w tym roku, już się przydarzyła – angielską Premier Leauge wygrał, i to w filmowych okolicznościach, kopciuszek z Leicester.
No, chyba że coś stanie się podczas Euro. Coś emocjonującego, coś odświeżającego. I gdyby tak z udziałem Polaków… Pomarzyć można? Nie tylko można, ale i trzeba! Jak się w LM ciągle ogląda te same twarze i te same gesty, to nic prócz marzeń nie zostaje.