Polski system lecznictwa nigdy nie był zbyt sprawny, ale dziś może być przykładem odstraszającym dla wszystkich naśladowców. W Polsce niepodległej w systemie ochrony zdrowia praktycznie zniknęło pojęcie służby.
W wyżej rozwiniętych społecznościach powszechnym systemem lecznictwa i profilaktyki kierują managerowie spoza kręgu lekarzy. U nas na odwrót – w organizacji opieki zdrowotnej absolutnie dominują lekarze. Grupa zawodowa żyjąca z leczenia chorych… To jedno z istotnych źródeł obecnego rozkładu lecznictwa i bezradności ludzi chorych.
Z perspektywy powojennych dziejów lecznictwa najlepszym, najskuteczniejszym wydaje się dziś wprowadzony za Gierka model tzw. ZOZ-ów. Z kolei powołanie w latach 90. tzw. lekarza rodzinnego radykalnie wydłużyło kolejki w przychodniach. Zmiany wprowadzone przez system kas chorych pogorszyły sytuację najciężej chorych i ubogich, tłoczących się w przychodniach i ustawionych w długie kolejki do specjalistów. W całym systemie natomiast zaczęto odchodzić od zachowawczych metod leczenia, wymagających czasu i dużej praktyki na rzecz terapii szybszych i droższych. Podniosły się jednak wyraźnie zarobki lekarzy. Nie na tyle jednak, by powstrzymać ich emigrację na Zachód.
Owe zmiany mają też jednak istotny pozytywny skutek – podważając zaufanie samodzielnie myślących ludzi do instytucji leczniczych, zachęciły tychże do troski o zdrowie własne i bliskich. Do prawdziwej profilaktyki, którą system lecznictwa zagubił. Po wyeliminowaniu bowiem przedmiotu dietetyki z programu studiów medycznych w ramach społecznej samoobrony przybywa osób zainteresowanych zdrowym odżywianiem, a także naturalnym leczeniem różnych dolegliwości.
Projekt ministra Konstantego Radziwiłła – specjalisty od lecznictwa rodzinnego – ma elementy pozytywne (np. stawia tamę prywatyzacji szpitali), ale też punkty ryzykowne. Przywraca po 26 latach powszechną opieką leczniczą, obejmując nią nieubezpieczonych, co jest humanitarne, ale jeszcze bardziej wydłuża kolejkę do lekarza.
Niestety, szef resortu zdrowia, wbrew obietnicom partii rządzącej, nie zezwolił na uprawę marihuany do celów leczniczych (olej z konopi indyjskich). Co gorsza – jak wieść niesie – zamierza usunąć pediatrów z przychodni pierwszego kontaktu. Podobno także – w imię walki z lekomanią – ministerstwo zakaże sprzedaży popularnych leków przeciwbólowych w sklepach i kioskach. Co ma zrobić mieszkaniec wsi (z reguły pozbawionej apteki), w razie silnego bólu głowy lub co gorsza zęba?!
Mimo karuzeli stanowisk systemem ochrony zdrowia wciąż kieruje lobby medyczne, zainteresowane własnymi dochodami – nie pacjentami. I dopóki rząd „dobrej zmiany” nie sięgnie po specjalistów spoza kasty medycznej, o zdrowie dbajmy przede wszystkim sami.
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.