Gdy obecna generacja projektantów mówi o estetyzacji, widzę jej bezlitosny wykwit na zabunkrowanym placu Solidarności i w ogołoconej z kwiatów i sensu alei na ironią zwanej kwiatową. Obawiam się jednak, że nie o estetykę tu idzie, lecz o zatarcie ważnego akcentu dziejów.
Historia Europy nie jest prosta, a polityka – wbrew intencjom idealistów – ma niewiele wspólnego z moralnością. W myśl racjonalnej brytyjskiej zasady państwo nie ma stałych przyjaciół ani wrogów, ma za to stałe interesy.
Młodsze pokolenie historyków, pragnące za wszelką cenę odciąć się od poprzedników ukształtowanych w latach PRL, lansuje nową wersję dziejów Polski, w myśl której z zachodu płynął do nas jeno miód, a ze wschodu samo zło („imperium zła”). Dziś naiwność tej tezy aż bije po oczach…
W myśl tak uproszczonej filozofii wszystko, co przyniosła nam ofensywa Armii Czerwonej na hitlerowskie Niemcy – a więc 500-kilometrowe wybrzeże Bałtyku z Gdańskiem i Szczecinem i dorzecze Odry ze Śląskiem – jest niewiele warte wobec nieszczęść doznanych od Rosji, a zwłaszcza zaboru Kresów i narzuconej przemocą zależności politycznej.
Tymczasem na dawnych Kresach powstały nowe państwa narodowe i do Wilna i Lwowa, a tym bardziej na Wołyń (!) nie ma już powrotu. Zatem Szczecina, Kołobrzegu i Wrocławia strzec musimy jak oka w głowie. I to nie przed Rosją, ale raczej przed tymi, którzy w konstytucji zachowują artykuł 116 rysujący granice Niemiec z 1937 roku…
Otóż stojąca w centrum na pl. Żołnierza Polskiego strzelista kolumna z godłami odzyskanych pomorskich miast, od wschodniej do zachodniej granicy, z datami ich wydarcia z łap hitlerowskich przez Armię Czerwoną i I Armię Wojska Polskiego, jest słupem granicznym, który nam, a także naszym naszym sąsiadom, o tym przypomina.
Kolumna pomnika Wdzięczności, nawet w czasie antyrządowych protestów, w których płonęły budynki publiczne i strzelano do ludzi, była dla szczecinian symbolem niepodważalnym, swoistym tabu… Prości ludzie intuicyjnie wyczuwali, że to najważniejszy – bo pierwszy – pomnik polskiego Szczecina.
Ludzie nie pozwolili go rozebrać w połowie lat 90. i wówczas poprzestano na usunięciu gwiazdy z jego szczytu. Wtedy też wiele środowisk podchwyciło pomysł, by umieścić tam piastowskiego orła… W kręgu lokalnych władz zabrakło jednak śmiałka, by to urzeczywitnić. Dziś Rada Miasta, w ogóle szczeciński samorząd, ma jeszcze szansę pokazać, że nie działa pod dyktando funkcjonariuszy IPN, lecz słucha też doświadczonych historyków i myśli o przyszłości polskiego Szczecina. Bo przecież inny nie wchodzi w grę.
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.