Dobra szkoła, edukacja to absolutnie najważniejsza z inwestycji w każdym państwie. Ważniejsza niż wszelkie formy materialnego wsparcia rodzin razem z zachętą typu 500+.
Obserwowałem, jak dobra polska szkoła epoki PRL (mimo ideologiczno-historycznych przekłamań) w efekcie wręcz sabotażowej transformacji po 1989 roku zaczęła w myśl jakichś idiotycznych przesądów przywianych z Zachodu obniżać wymagania wobec nauczycieli i uczniów, redukować programy, wprowadzać zmiany dla samych zmian. Pani min. Radziwiłł usunęła ze szkół działania wychowawcze. Jej następca min. Handke, zafascynowany epoką międzywojenną, zastąpił dobrze funkcjonujący model „12-latki" (8 klas podstawówki i 4 liceum) ekshumowanym na siłę gimnazjum. Bezkrytyczni entuzjaści Zachodu z kolei wprowadzili szeroką falą testy - najprostszy sposób na zaoszczędzenie uczniakom trudu myślenia...
Twórcy gimnazjów zgodnie z zamierzeniem oddzielili uczniów klas 7-8 od najmłodszych dzieci, podobno w interesie ich bezpieczeństwa. Tym samym jednak przerwali cykl edukacji za wcześnie, dając wydzielonym gimnazjalistom sugestię, że oto wkraczają w wiek dorosły... Skutek - alkohol, narkotyki, liczne przypadki agresji. Z kolei ścisła rejonizacja - brak możliwości wyboru gimnazjum, na przekór intencjom reformatorów, utrwala nierówności społeczne. Całość dobija system testowy spłycający edukację do reszty. Rozpaczliwa próba ministra Giertycha (skądinąd wrednego typa) przywrócenia dyscypliny przyszła za późno. Każdy, kto widział polską szkolę ćwierć wieku temu i dziś, dostrzeże ogrom upadku.
Z wielką zatem nadzieją słuchałem deklaracji wyborczych obecnej partii rządzącej, a potem pierwszych nader obiecujących oświadczeń nowego ministra edukacji p. Anny Zalewskiej.
Na rządowy pomysł wycięcia edukacyjnego nowotworu, jakim stały się gimnazja, spadł natychmiast grad protestów ze strony nauczycieli zrzeszonych w ZNP... Ich zdaniem, projekt rządu grozi redukcją kadry nauczycielskiej. W istocie zaś umożliwia on zbawienną dla oświaty redukcję dyrektorów gimnazjów, którzy otrzymają szansę powrotu na etaty nauczycieli - z pożytkiem dla uczniów. Na szczęście oświatowa „Solidarność" w tym proteście ich nie wspiera*.
W odpowiedzi na protest ministerstwo konsekwentnie zapowiedziało stopniową likwidację gimnazjów w 2017 r. Pomyślałam: zuch pani Anna, nie daje się!
I pewnie myślałbym tak dalej, gdyby nie przedarł mi się do uszu protest gimnazjów... katolickich. Czyżby te placówki, tak akcentujące prospołeczny program wychowawczy, bardziej ceniły swój status quo niż przyszłość polskiej szkoły?!
Cóż, bardzo podobało mi się szczecińskie gimnazjum katolickie. Mam nadzieję, że dobrze funkcjonują i inne prowadzone przez Kościół gimnazja. Ale, na Boga, to jedynie cząstka w większości świeckiego szkolnictwa, a idzie tu o rzecz dużo większą - poprawę całego systemu polskiej oświaty, w imię przyszłości kraju... Czy nie można np. rozwinąć obecnych gimnazjów w licea katolickie? Tak czy owak eksperyment gimnazjalny dobiega końca.
Janusz Ławrynowicz
*Choć i ona ma na swym sumieniu ideę Karty nauczyciela, która wprowadziła pierwsze zalążki degeneracji w pedagogicznym światku. Minimum 16-godzinny wymiar pracy w tygodniu oraz koronny bezsens: zakaz niespodziewanych wizytacji...
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.