Kto nie szanuje własnego słowa, ten, wedle staropolskiej wykładni – czyni z gęby cholewę. Kilka lat temu magistrat solennie zapewniał, że zdemontowany niegdyś ze względów bezpieczeństwa w celu konserwacji maszt „Maciejewicza” wróci na stare miejsce, czyli cokół u wylotu Trasy Zamkowej. Tymczasem niedawno władze miasta oznajmiły, że zabytkowy maszt ma stanąć na Łasztowni nad Odrą, na tle nowego biurowca.
Co w Szczecinie jest już, niestety, normalne – zarząd miasta nie zadał sobie trudu zapytania mieszkańców o opinię. Na szczęście mamy rok wyborczy i każde wiarołomstwo władzy jest orężem przeciw niej samej. W roli wyraziciela skrzywdzonych mieszkańców wystąpił członek „Nowoczesnej”. Brawo!
Przypomnę, że pomysł z masztem okrętowym na lądzie nie od razu przypadł do gustu szczecinianom, szybko jednak wrósł w pejzaż i stał się ukochanym pomnikiem.
Pamiętam, jak mój szkolny kolega, goszcząc po latach w rodzinnym mieście, wskazał na maszt i zagadnął kpiąco: a to to niby co?
Odparłem mu: To znak, że miasto oddycha morzem.
Tak właśnie rozumował autor pomysłu prof. Władysław Filipowiak, wybitny archeolog, badacz Wolina, wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego w Szczecinie. Poniemiecki statek, który do roku 1981 jako siedziba Liceum Morskiego cumował przy Wałach Chrobrego, poszedł na żyletki… Jednostka nosiła imię legendarnego dowódcy „Daru Pomorza” i twórcy powojennego szkolnictwa morskiego kpt. Konstantego Maciejewicza, zwanego Kapitanem Kapitanów. Na prośbę dyrektora Filipowiaka, dla celów muzealnych zachowano centralny maszt statku. W jakimkolwiek muzeum czy skansenie ów element zginąłby pośród podobnych eksponatów, dlatego prof. Filipowiak rzucił myśl, by postawić go na lądzie, w ruchliwym centrum Szczecina. Właśnie po to, by przybysza zaskoczyć, skłonić do zastanowienia.
Rzecz udało mu się urzeczywistnić w 1991 r. dzięki poparciu środowisk związanych z morzem i budową Trasy Zamkowej.
Następca Filipowiaka w Muzeum Narodowym oraz włodarze miasta nie podzielali jego fascynacji masztem i ideą pomnika. Dlatego wystarczył jeden sygnał, że żelazny obiekt może skorodować i runąć, by instalację zdemontować. Warto przypomnieć, że potem prywatne firmy za darmo pieczołowicie postument zakonserwowały i lada dzień miał tryumfalnie powrócić… Parę miesięcy później 14-letni uczeń z Dąbia (notabene o nazwisku Maciejewicz!) w przydrożnych chaszczach ulicy Przestrzennej odkrył elementy masztu porzucone niczym złom…
Magistrat wyjaśniał, że to przypadek, niedopatrzenie, że wszystko jest na dobrej drodze. Maszt powróci.
I tak wraca już piąty rok… Tymczasem w kręgach władz miejskich zrodził się pomysł urządzenia muzeum statków przy jednej z portowych wysp. Natomiast Muzeum Narodowe zachęciło do obejrzenia na swym dziedzińcu ekspozycji kilku rzeźb i pomników zdobiących miasto przed wojną, sugerując, że warto w tym poczcie docenić (być może postawić we współczesnym mieście) odnowioną statuę wybitnego króla Prus Fryderyka II. Monarcha ten, przypomnę, wspólnie z carycą Katarzyną II zaprojektował rozbiory Polski. Do dziś uchodzi za jeden ze światlejszych umysłów epoki. Czy dlatego, że Polaków nazywał pogardliwie „Irokezami Europy”?
Wjazd do centrum z Trasy Zamkowej to ważne miejsce. Coraz bardziej skłaniam się ku przypuszczeniu, że nasz „establishment” czemuś masztu nie lubi.
Ten, kto pragnie ukryć liść, niesie go do lasu. A jeśli lasu w pobliżu nie ma, to go sadzi…
I tak by się już stało, gdyby nie czas wyborów, zwłaszcza przypadający na epokę szerszych zmian. Taki okres sprzyja tzw. populizmowi, czyli skłania rządzących do wsłuchiwania się w głosy maluczkich. Zatem ducha nie gaśmy!
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.