MINISTER kultury i wicepremier w jednym - Piotr Gliński do dziennikarza PAP po zorganizowanej w Nowym Jorku po konferencji „Poland Under the Lens": „Musimy wzmocnić walkę o wizerunek Polski", choć „bardzo wiele rzeczy już zrobiliśmy". Wojenna nomenklatura (walka, bitwa, strategia, itd.) to dość typowy język propagandy znany z lat zdawałoby się mocno minionych. Kto pamięta słowa Stalina, że po zwycięstwie rewolucji walka klas nie ustaje, ale nasila się, ten odnajdzie w myśli ministra Glińskiego nowe, zdrowe ziarno wyrastające na tamtej - już się zdawało, że jałowej - glebie.
***
Walczący o „wizerunek Polski" ksiądz Międlar, propagator ONR w Białymstoku, znalazł zrozumienie dla takiego wzmocnienia (swoje) walki w miejscowej prokuraturze. Która oczyściła go z zarzutów propagowania rasizmu i antysemityzmu. Uznając, że w swoim kazaniu o „żydowskim tchórzostwie" i konieczności oczyszczenia zeń Polski „odwoływał się do treści historycznych i biblijnych oraz podawał przykłady złych zachowań społeczności żydowskiej czasów niewoli egipskiej".
Szkoda, że ks. Międlar i prokurator Marek Czeszkiewicz, szef prokuratury w Białymstoku, który tę opinię sformułował, nie odwołali się dodatkowo do innych, bliższych nam treści historycznych. Przecież Adolf H. też miał Żydom do zarzucenia to i owo, byłoby się na kogo i na co powołać.
***
Mimo łaskawości prokuratury ks. Międlar odszedł ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy, i zrzucił ponoć szaty duchowne, tak że teraz będzie już jako świecki misjonarz - zacytuję jego słowa - „wymiatał brudy Kościoła". Zalecana byłaby ostrożność w śledzeniu szczegółów jego misji, bo od tego wymiatania może się zebrać na wymioty.
***
Na oddalenie śledztwa, a zwłaszcza użyte w tym celu argumenty, oburzyło się wielu (choć trzeba również przyznać, że „w obronie ks. Międlara" - skądinąd trochę trudno zrozumieć: obronie przed czym? - też było dużo głosów). I oskarżyło prokuraturę o różne uchybienia i nadużycia oraz o działania na rozkaz PiS.
Abstrahujmy jednak na chwilę od faktu, że Czeszkiewcz to akurat prokurator zasiadający z namaszczenia Prawa i Sprawiedliwości w Trybunale Stanu. Abstrahujmy, bo przecież prokurator to wciąż jest przede wszystkim prokurator. A po takich opiniach jak ta białostocka trudno się dziwić nieufności społeczeństwa wobec egzekwujących prawo w naszym kraju. Co z kolei uderza w całą władzę sądowniczą i odbiera jej autorytet, tak poważny w jej sporze z politykami.
Można więc odnieść wrażenie, że prokurator z Białegostoku ośmieszając siebie i swoje stanowisko - paradoksalnie - zrobił sobie i politykom u władzy przysługę.
***
Prezes Trybunału Konstytucyjnego, prof. Andrzej Rzepliński, w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej" dał się niestety wciągnąć w pytanie, jak nazywano go w młodości. I choć trochę się krygował, odpowiedział , że nazywano go „Orzeł".
Być może dałoby się jakoś wybrnąć z sytuacji, odnosząc ową ksywkę do cytatu z „Wesela" Wyspiańskiego: „Ptak ptakowi nie jednaki, człek człekowi nie dorówna, dusa dusy zajrzy w oczy, nie polezie orzeł w gówna".
***
Wiceminister Sprawiedliwości Patryk Jaki, komentując fakt, że była dyspozycja wewnątrz PiS by nie odrzucać w Sejmie - przed czytaniem - obywatelskiego projektu liberalizacji prawa do aborcji: „Powiedziałem, że mogę nawet zapłacić karę klubową, a nigdy w życiu się na to nie zgodzę". Jaki odważny! Jaki szczodry!
Warto tu zauważyć, że patron ministra - tak zupełnie przy okazji będący też patronem Irlandii - zasłynął w swoim czasie wieloma cudami. Ożywiał zmarłych, przywracał wzrok ślepcom i uwolnił swój kraj od plagi węży.
Jaki też się nie ślizga, a coraz częściej wstaje z kolan. Zwłaszcza w swoim rodzinnym Opolu. Jak nam już wszystko ożywi i przywróci (np. karę śmierci za zdradę Ojczyzny albo chłosty za cudzołóstwo) będzie można powiedzieć: Jaki Patryk, taki święty.
***
Joachim Brudziński, wiceprezes PiS, rozwijając twórczo myśl Prezesa o „brudnych sieciach" w partii, skrytykował podszywających się pod jej idee: „dziś wielu poubierało gacie z napisem PiS" i wykorzystując to do własnych celów.
Myśl ciekawa, ale kłopotliwa.
Po pierwsze: napisów na gaciach raczej się nie widuje. A jeśli się widuje, to już na starcie można mieć o noszącym gacie zdanie, które wartość tego napisu stanowczo osłabiają, a nawet rodzą wrażenie, że jest złośliwy. Gacie z napisem PiS byłyby więc raczej naPiSem, który partię ośmiesza, a nie chwali.
Po drugie: gaci nie można ubrać. Ubrać można dziecko, albo choinkę. Gacie można natomiast włożyć. Albo zdjąć. Jak gumka pije. I do tego pewnie pije Joachim Brudziński.
***
Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki, komentując reformę studiów wyższych, która ma wzmocnić uczelnie mocne (państwowe), a osłabić słabe (prywatne) zadał pytanie retoryczne: „Jak jest korzyść [z takich prywatnych i słabych] - przykładem - dla Chełmu", że je ma?
Dla Chełmu (chyba powinienem napisać: dla hełmu) pewnie nie ma z tego żadnej korzyści. Ale kto chodzi w hełmie (bo nie w Chełmie) ten wie, że dobrze mieć czasem zakuty łeb.
Swoją drogą, drugi to już inteligentny minister, który ma kłopoty z odmianą nazw miejscowych. Minister Rostocki, też wicepremier, mówił w swoim czasie o „Bydgoszczu". Minister Gowin zamiast Chełma użył „Chełmu". Dla przykładu. A że przykład zawsze idzie z góry, w tym przypadku powinien raczej nie iść.
***
Tytuł w „Przeglądzie Sportowym": „Caryca na Prezesa". Po zapoznaniu się z tekstem pod owym tytułem, dowiedziałem się, że chodzi o to, iż Jelena Isinbajewa, lekkoatletka rosyjska, znana jako „Caryca tyczki", zamierza kandydować do władz IAAF (czyli światowej lekkoatletyki).
Pomysł dobry. Na tytuł. Do artykułu na nieco inny temat: „Prezes na Cara".
Artur Daniel Liskowacki
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".