„Wiadomości” TVP w felietonie o rabunku polskich dzieł sztuki podczas wojny i po wojnie: podczas wojny rabowali „naziści” (użyto tego słowo trzy razy, ani razu nie mówiąc o Niemcach), a po wojnie „Rosjanie”.
A nie można by tak na przykład rzecz ująć inaczej: że podczas wojny „Niemcy”, a po niej „komuniści”? Widać nie można. Dziś mamy jednego narodowego wroga.
Choć akurat Stalin nie był Rosjaninem, a Gruzinem.
* * *
Po moim komentarzu w „Kurierze" („Kwoty (nie)ludzkie") - w którym zwracałem uwagę, że mówienie o „kwotach uchodźców" - co zamienia ich w policzalną masę, w rzeczy (według słowników: kwota to „liczba pieniędzy lub innych dóbr materialnych") - dowodzi braku empatii wobec ludzkiej tragedii - napisał do mnie jeden pan, wyszydzając me argumenty.
„Człowiek to jest rzeczownik policzalny. Kwota to jest ilość rzeczy policzalnych wyrażona konkretną cyfrą (...) Ludzka tragedia natomiast to jest literatura, a nie statystyka demograficzna" - dowodził w swoim liście. Po czym dodał z wdziękiem: „A wszystkich banitów, wypędzonych, uciekinierów, dezerterów, wszystkich uchodźców - niechaj pochłonie piekło - amen - tak mi dopomóż Bóg - Hosanna et Aleluja - ku chwale ojczyzny!".
Na wdzięk powyższych argumentów odpowiadam z równym wdziękiem.
Tak, człowiek to rzeczownik policzalny. Niekiedy nawet bardzo prosto. Są tacy, których można podsumować krótko: zero.
* * *
Kibice „Pogoni Szczecin" przyłączając się do rodzimego chóru kibiców - przeciwników wpuszczenia do Polski uchodźców - podczas meczu z Piastem skandowali patriotyczne i chrześcijańskie z ducha hasło: „Islamskie świnie, nie chcemy was w Szczecinie!".
Hasło to ozdobne językowo i ma powiązania literackie - Brygida Helbig wydała w swoim czasie książkę „Anioły i świnie. W Szczecinie"! - więc może być dowodem na silną pozycję literatury w tzw. grodzie Gryfa.
Miłośnicy literackich metafor znajdą też w nim okazję do głęboko ideowych interpretacji samej nazwy klubu. Na hasło „Pogoń" można przecież teraz odkrzyknąć odzew: „obcego!".
* * *
Znany szczeciński artysta fotografik Cezary Dubiel, ceniony (również przeze mnie) i nagradzany (ostatnio Nagroda Pro Arte od marszałka województwa), opublikował w internecie swą opinię na temat uchodźców: „Trzeba do nich strzelać. Za chwilę może być za późno". W sieci można też znaleźć inny jego wpis: „Jestem przeciwny sprowadzaniu choćby jednego pier....... imigranta z Bliskiego Wschodu czy Afryki, bo są kulturowo od nas różni".
Ja też czuję się dziś różny kulturowo. Od autora tego wpisu.
* * *
Dziwiliśmy się przez lata: jak to było możliwe, że przedwojenna inteligencja niemiecka tak była uległa wobec faszyzmu i nazizmu III Rzeszy.
Ludzie światli, mądrzy, uzdolnieni artystycznie, a więc - zdawałoby się - mniej podatni na masową histerię i brutalizację publicznego języka - niezwykle łatwo, by nie rzec chętnie, ulegali nastrojom agresji i wrogości wobec Innego i Obcego. Ba, ogarnięci tą ideologią nie tylko sami stawali się jej wyrazicielami, ale i zarażali nią społeczeństwo.
Czym się to skończyło, wiadomo z historii.
* * *
Elżbieta Witek, rzeczniczka PiS - znana m.in. z tego, że o Katyniu i pakcie Ribbentrop - Mołotow - jak mówiła niedawno w jednym z wywiadów - musiała się w PRL-u uczyć „z przedwojennych gazet i książek historycznych z okresu międzywojennego" (!) - wyraziła też niedawno opinię o wygórowanych, jej zdaniem, oczekiwaniach Europy wobec Polski w sprawie uchodźców.
Polacy nie muszą mieć tu kompleksów, powiedziała przed telewizyjnymi kamerami, bo „zawsze pomagali Europie". I wymieniła kilka przykładów, z odsieczą wiedeńską na czele, w tym i ten, że byli „najwierniejszymi" stronnikami Napoleona.
Problem w tym, że akurat wierność Polski wobec Napoleona - przeciw któremu zjednoczyła się w XIX wieku niemal cała Europa, dobijając go wreszcie, wespół w zespół, pod Waterloo, nie jest raczej tym przykładem „pomocy", który byłby przez Europę mile wspominany.
Powinien o tym wiedzieć każdy uczeń, który skończył gimnazjum.
Elżbieta Witek jest z zawodu nauczycielką (w szkole do 2006 roku). Historii!
* * *
Piotr Bojarski („Gazeta Wyborcza"), pisząc o przemianie Ryszarda Grobelnego, wieloletniego (1998-2014) prezydenta Poznania, wywodzącego się z Kongresu Liberalno-Demokratycznego, zauważa nie bez ironii, że pod koniec urzędowania często znajdował się on na klęczkach, bo stał się „spolegliwy wobec [kościelnych] hierarchów".
Mamy kłopoty ze słowem „spolegliwy". Wymyślonym stosunkowo niedawno przez profesora Tatarkiewicza. A od samego prawie początku używanego błędnie.
Najchętniej posługują się nim politycy, którzy chcąc zdyskredytować swojego przeciwnika, mówią o nim, że jest wobec kogoś tam „spolegliwy". Czyli posłuszny mu, ustępliwy i pokorny wobec niego, niesamodzielny i zależny.
Jak widać i Piotr Bojarski użył słowa „spolegliwy" w tym sensie.
Tymczasem spolegliwy to słowo, które znaczy coś zupełnie innego: godny zaufania, taki, na którym można polegać.
Nic dziwnego, że żyjąc dziś w kraju, gdzie zaufanie wzajemne jest towarem o największym deficycie, tak rzadko używamy słowa spolegliwy w jego pierwotnym znaczeniu.
* * *
Tadeusz Sobolewski (też „Wyborcza") w jednej ze swych relacji z festiwalu w Gdyni - pisze pochlebnie o „Anatomii zła", filmie, którego akcja związana jest z naszą, „Kuriera Szczecińskiego", redakcją. Co miłe. Gorzej, że redakcję, w której rzecz się w filmie dzieje, nazywa Sobolewski redakcją „Głosu Szczecińskiego".
Zła to anatomia, która myli serce z wątrobą.
Oczywiście ocena tego, która z redakcji pełni rolę pierwszego lub drugiego organu w anatomii miasta, należy już do czytelników obu tytułów.
* * *
W jednej ze szczecińskich restauracji znajduje się w menu potrawa o nazwie „Wątroba chłopa". No, jeśli to wątroba polskiego chłopa, to od tego, co polski chłop ma na wątrobie, musi być ciężka. Że już nie wspomnę o tym, czym obficie nasączona.
Artur Daniel Liskowacki
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".