Jacek Żakowski na łamach „Wyborczej” o planowanej przez rząd reformie polskiej szkoły: „… wszystko, co wiemy, wskazuje, że celem jest wychowanie PiS-owsko-ONR-owskiego narodu Międlarów, Misiewiczów, Macierewiczów, Błaszczaków i Ziobrów”.
Roman Kuźniar, politolog, były doradca byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, na tych samych łamach, innego dnia, o polityce PiS wobec Unii Europejskiej: „Standardy wyznaczają mistrzowie w swej klasie: Kaczyński i Macierewicz (…) Za ich plecami tłoczą się zastępy Błaszczaków, Brudzińskich czy Pawłowicz-Piotrowiczów”.
Żakowski i Kuźniar to poważne nazwiska, publicyści z dużą renomą. Z racji wieku i doświadczenia pamiętający niewątpliwie czasy najgorszej, gomułkowskiej propagandy PRL roku 1968. Która przeciwników politycznych Polski Ludowej – przywódców studenckich protestów – traktowała właśnie tak: podając ich nazwiska w liczbie mnogiej. To pisanie o „Michnikach, Blumsztajnach i Dajczgewandach” było celowym zabiegiem depersonalizacji, wyrazem pogardliwego lekceważenia (że o wątku antysemickim nie wspomnę), a przy okazji sugestią, że mowa o ludziach bez osobowości, marnych marionetkach.
Od tego czasu liczba mnoga użyta w nazwisku – zawsze nieelegancka w publicystyce wymierzonej w konkretnych przeciwników – traktowana jest jako nieelegancka szczególnie, a mówiąc wprost – paskudna.
* * *
Rozumiem intencje Jacka Żakowskiego i Romana Kuźniara, podzielam większość poglądów prezentowanych w ich tekstach, ale nie rozumiem, dlaczego sięgają w nich po styl, który ma tak fatalne konotacje, i który z pewnością wytknęliby innym. Przecież oburzyliby się na pewno, czytając w prasie swych politycznych przeciwników o Schetynach, Budkach, Niesiołowskich, Trzaskowskich czy Pihowicz-Wielgusach.
A zwłaszcza o Żakowskich i Kuźniarach.
* * *
Wiele wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego bywa obiektem wielu komentarzy. Wiele z tych komentarzy wyraża wiele pretensji do wielu z nich. Wtedy do boju rusza rzeczniczka prasowa PiS, Beata Mazurek, i mówi, że a) słowa Prezesa wyrwane zostały z kontekstu, b) słowa Prezesa zostały źle zrozumiane (niezrozumiane, przekręcone, wypaczone – niepotrzebne skreślić).
Bo przecież Prezes chciał powiedzieć coś zupełnie innego. Tylko nieżyczliwi Prezesowi nie potrafią (nie chcą) tego zrozumieć.
Przypominają się dawne szkolne czasy i lekcje polskiego z nieuchronnym pytaniem przy analizie wiersza: „Co poeta chciał przez to powiedzieć?”.
Czy pytanie: „Co Prezes chciał przez to powiedzieć?” – w ramach reformy oświaty – przypomni tamte czasy jeszcze lepiej, i też pojawi się w szkołach?
* * *
Krzysztof Bosak, młody (wciąż) polityk polski, a nawet Wszechpolski, działacz Ruchu Narodowego, zaszczycił swą obecnością otwarcie klubu patriotycznej młodzieży „Red is Bad”.
Rugowanie koloru czerwonego z życia politycznego Polaków przybiera coraz zabawniejsze formy, co widać również na powyższym przykładzie. Jeśli przyjąć, że faktycznie Red is Bad (czerwone jest złe), to co zrobić z naszą narodową flagą? Wykreślić z niej czerwony kolor?
I przyjąć, że… White is O’right?
Taka biała flaga jako flaga Polski pasowałaby Bosakowi? To może niech ją sobie raczej weźmie jako sztandar swojego ruchu?
* * *
Antoni Macierewicz mianowany został Patriotą Roku.
Płk Adam Mazguła zadał z tej okazji – w sieci – interesujące pytanie: „Macierewicz Patriotą Roku – a jakiego państwa?”.
Pułkownik Mazguła jest – na szczęście (dla siebie) – w stanie rezerwy, minister Macierewicz – niestety (dla nas) – nie.
* * *
Dokładnie mówiąc jest to Nagroda im. Kazimierza Odnowiciela „Patriota Roku 2016”. Antoni Macierewicz odebrał ją podczas uroczystej gali, której organizatorem było wydawnictwo Biały Kruk.
Tak, Macierewicz to prawdziwy biały kruk wśród ministrów obrony narodowej – w jego wydaniu – coraz bardziej terytorialnej. Ciekawostką są też szczegóły. Statuetka to jednak Biały Orzeł, nie Biały Kruk. Choć znane przysłowie mówiące o tym, czego kruk (pewnie również biały) nie zrobi krukowi (chyba też czarnemu), nakazywałoby ostrożność w ocenie tego nowego wizerunku ministra.
Problem mógłby być także z Kazimierzem Odnowicielem, który owszem, odnowił Polskę, ale przy pomocy bratnich Niemiec.
* * *
„Drzewo jest przygotowane na to, że zostanie ścięte i użyte z korzyścią dla człowieka. Pozbawienie tego celu żywej rośliny, myślącej, o określonej inteligencji, jest pozbawieniem jej celu życia” – twierdzi Leszek Chaba, wiceprezes katolickiego stowarzyszenia Santa.
Święte słowa. Idźmy ich tropem dalej.
Świnia jest przygotowana na to, że zostanie zarżnięta i zjedzona przez człowieka. Pozbawienie jej tego celu, istoty żywej, myślącej, o określonej inteligencji, jest pozbawieniem celu jej życia.
A co z człowiekiem, Leszkiem Chabą na przykład, reprezentującym przecież określoną inteligencję? Czy ścięty lub zarżnięty też uznałby to za spełnienie celu swego życia?
* * *
Prof. Janusz Sowa (Uniwersytet Rolniczy w Krakowie) przygotowuje na zamówienie rządu ekspertyzę, mającą uzasadnić wycinkę drzew w Puszczy Białowieskiej. Profesor Sowa specjalizuje się właśnie w wycince, a mówiąc precyzyjniej – w pilarkach (m.in. spalinowych), które do niej służą.
Sowa to, czy raczej puszczyk? Ptak, jak wiadomo, żałobny, zwiastujący śmierć. Tym razem Puszczy Białowieskiej.
* * *
W poprzednich „Zapiskach, odpryskach” dziwiłem się trochę, dlaczego Jarosław Kaczyński całując kobiety w rękę, zamiast się pochylić do dłoni, podnosząc ją do ust – podrywa ją energicznie w górę, co wygląda czasem, jakby chciał im rękę wyrwać z barku.
Już się nie dziwię. Zważywszy, jak przyjął Prezes protest „czarnych parasolek”, chce na wszelki wypadek ramiona ze stawów kobietom powyrywać, żeby już na niego parasolek nie podniosły.
Artur Daniel Liskowacki
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".