Jarosław Kaczyński oznajmił po łacinie: „Vox populi, vox Dei”.
A powinien w zasadzie ogłosić: „Vox Jarosław, vox Dei”.
* * *
Nieoceniona rzecznik rządu i wicemarszałek sejmu w jednym, Beata Mazurek, niezorientowana jeszcze w kwestii tego, co powyżej: „Wybory wygrywa się pracą, a nie sondażami”.
Błyskotliwa uwaga. Rzecz w tym, że oceną owej pracy są właśnie sondaże.
Vox populi to przecież one.
* * *
Stosunek partii politycznych do sondaży jest tak niezmienny, jak zmienne są owe sondaże. Jeżeli jakaś partia – na przykład rządząca – osiąga w sondażu złe wyniki, jej przedstawiciele twierdzą, że do sondaży nie przykładają dużej wagi, poza tym ten był zmanipulowany, a przynajmniej źle przeprowadzony i niereprezentatywny. A na koniec dodają, że prawdziwym sondażem będą wybory.
Opozycja ten sam sondaż traktuje zupełnie inaczej. I z radością podkreśla, że partia rządowa traci zaufanie. Kiedy zaś w końcu sama przejmuje rządy, i to dla niej sondaże stają się z czasem niekorzystne, jej przedstawiciele twierdzą, że do sondaży nie przykładają dużej wagi, poza tym ten był tendencyjny, itd. itp.
* * *
Spadek poparcia do PiS odnotowany przed świętami – przez jedną, a potem i drugą agencję sondażową – połączony ze wzrostem poparcia dla opozycji, wprowadził opozycyjne partie w nastrój nieomal zwycięski.
Jej przedstawiciele, przy udziale niezbyt rządowi życzliwych mediów, nie kryli radości, wieszcząc partii władzy rychłą klęskę, a bili tę pianę tak długo, że aż ubiła się na sztywno. W naiwności swej czy – co na jedno wychodzi – w politycznej nieświadomości, nie biorąc chyba pod uwagę, że tak jawna radość i dzielenie skóry na niedźwiedziu na długo przed polowaniem fatalnie wpływają na sondaże dla cieszących się przedwcześnie.
Nie zdziwiłbym się więc, gdyby PiS znów odnotował skok w górę, a opozycja zapłaciła za to bicie piany spadkiem własnych notowań.
Co wtedy powie? Wiadomo. Że do sondaży nie należy przykładać dużej wagi, i że ten ostatni był tendencyjny, a poza tym poczekajmy do wyborów.
* * *
Zapomniany (choć dbający, by o nim nie zapomniano) Adam Hofman, o przyczynach ostatnich kłopotów sondażowych PiS: „Mają kulę u nogi tam, gdzie tego nie widać”.
Hmm. Jeżeli tej kuli u nogi nie widać, to jest zapewne schowana w spodniach. Nie wiadomo tylko, w której nogawce. Lewej czy prawej?
* * *
Zdaje się, że tę samą myśl wyraził też Adam Hofman w nieco innej formie: „Obóz władzy ma kulę u nogi w tym, co dzieje się pod dywanem”.
No i zmartwienie. Bo jeśli kula u nogi znajduje się w tym, co pod dywanem, to wszelkie przemieszczanie się z tą kulą u nogi wiązać się też musi z ciągnięciem za sobą dywanu.
Chyba że to dywan latający. No, ale kula pod latającym dywanem? Z tym by sobie mógł poradzić tylko baron Münchaussen. On na kuli (armatniej) latał z powodzeniem i nawet do celu. Choć z kulą u nogi to droga wiedzie raczej do celi.
* * *
CBOS zapytał Polaków o stosunek do innych narodów.
I okazało się, że do żadnego z nich nasza sympatia nie przekracza dziś 44 procent. Choć jeszcze przed rokiem ledwie sympatyzowaliśmy z innymi nacjami ochoczo. Np. Czechów – lubiło 59 proc. Polaków, Włochów i Słowaków – 57 proc., a Węgrów i Amerykanów – 54 proc. Równie masowo i w procentach wzrosła nasza antypatia. Na przykład do Niemców – z 30 do 46 proc.
Najwyraźniej polubiliśmy myśl, że nas nikt nie lubi, w związku z tym i my – w rewanżu – nikogo nie lubimy.
Szkoda, że nie przychodzi nam do głowy, że to nasze nielubienie innych sprawia, iż inni też przestają nas lubić jeszcze bardziej.
* * *
O przyczynach rosnącej w nas niechęci do świata pisać nie będę. Kto śledzi wydarzenia polityczne w naszym kraju, poradzi sobie bez mojej podpowiedzi.
Zastanawia mnie tylko, czy ten sondażowy przybór ciemnej mocy nie uderzy również w nas samych bezpośrednio. I czy jako nacja, która coraz głośniej deklaruje miłość do samej siebie, nie zaczynamy aby – po cichu – mieć tej miłości dość. W związku z czym mam wrażenie, że słupki sympatii Polaków dla Polaków – gdyby ktoś zechciał to zbadać – też by się okazały malejące.
Bo też nie od dziś nie lubi Polak Polaka, oj, nie lubi. No, chyba że ten Polak to on sam. Czyli Polak prawdziwy.
* * *
Kaja Godek, liderka ruchu pro-life oraz inicjatyw mających za cel zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, zwróciła na siebie ostatnio uwagę tym, że po wyborczej wygranej PiS znalazła zatrudnienie w radzie nadzorczej Warszawskich Zakładów Mechanicznych.
Głosy opinii publicznej, dopytujące się, co tam robi, to głosy skrajnie nieżyczliwe. Przecież łatwo się domyślić, że Kajka Godek bada mechanizmy. Jakimi lewactwo, feministki i inni wrogowie życia walczą z ruchem pro-life.
A jeśli jeszcze dodamy, że Warszawskie Zakłady Mechaniczne zajmują się wytwarzaniem – cytuję – „komponentów do układów wtryskowych”, to już wszystko stanie się jasne.
* * *
Stacje paliw Orlen nie mają już w swej prasowej ofercie magazynów „Playboy” i „CKM”.
Decyzja ta, oczywiście, nie jest wynikiem pruderii Daniela Obajtka, byłego burmistrza Pcimia, który stoi dziś na czele Orlenu, ale jego troski o bezpieczeństwo kierowców. Przecież kierowca playboy to zagrożenie na każdej drodze (również tej do nieba), a już zwłaszcza kierowca playboy wyposażony w ckm! Jak taki zacznie strzelać w Kołbaskowie, to i do Pcimia doleci.
* * *
Dodajmy, że Obajtek – absolwent Prywatnej Szkoły Ochrony Środowiska w Radomiu – specjalizuje się w ochronie środowiska właśnie pod kątem bezpieczeństwa. Pracy i jej higieny. A higiena, wiadomo, kłóci się z zaglądaniem za damski dekolt (i nie tylko), do czego nas skłaniają „Playboy” i „CKM”.
Swoją drogą, ciekawe, jak to było w Pcimiu – z prasą dla mężczyzn – za rządów Daniela Obajtka? Czyżby pcimscy górale byli skazani na podglądanie owieczek?
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".