Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Wujek pomagał (ROZMOWA)

Data publikacji: 23 września 2016 r. 09:45
Ostatnia aktualizacja: 23 września 2016 r. 09:45
Piłka nożna. Wujek pomagał (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Adrianem Hengerem – bramkarzem Pogoni Szczecin

20-LETNI Adrian Henger zadebiutuje w sobotę w ekstraklasie przed własną publicznością. Jest obecnie najmłodszym bramkarzem w polskiej ekstraklasie i jednym z najmłodszych, jaki zagrał w ekstraklasie w barwach Pogoni. Młodszych było tylko trzech: Wojciech Frączczak, Marek Szczech i Radosław Majdan.

Pana debiut w meczu z Wisłą to było dla kibiców ogromne zaskoczenie. Dla pana również?

– Sezon rozpoczynałem jako trzeci bramkarz, znałem swoje miejsce w szeregu. Wtedy na pewno nie mogłem przypuszczać, że zagram w ekstraklasie tak szybko. Dostałem jednak szansę i chcę ją jak najlepiej wykorzystać. Trener Boris Peskovic wiele razy podtrzymywał mnie na duchu. Tłumaczył, że jestem obserwowany, że widzi moje zaangażowanie, moje postępy. To mnie na pewno pobudzało, choć nie ukrywam, że na początku dreszczyk emocji we mnie wstąpił. Starałem się jednak zachowywać normalnie, trenowałem jak zawsze i przygotowywałem się do meczu.

Niektórzy po takiej wiadomości nie mogą zasnąć. Pan nie miał z tym problemów?

– O tym, że mogę zagrać w Płocku, dowiedziałem się we wtorek. Nie wiedziałem jednak jeszcze tego na pewno. Na początku trochę trema była, ale już w Płocku byłem absolutnie spokojny. Czułem się jak na normalnym meczu drużyny rezerw. Starałem się za dużo nie myśleć o całej otoczce, że to mój debiut, że to ekstraklasa. Skupiłem się na meczu, na moich zadaniach.

Pana starsi koledzy postarali się, żeby ten debiut nie był zbyt spokojny.

– Dla bramkarza najgorsza sytuacja jest taka, jak nie ma zbyt wielu okazji do interwencji i przychodzi ta jedna raz na kilkadziesiąt minut i trzeba zachować koncentrację. Rzeczywiście, w Płocku miałem prawdziwy ekstraklasowy chrzest, w pierwszej połowie musiałem się wykazać. Kilka razy interweniowałem, kilka razy też mocno kotłowało się w naszym polu karnym. Cieszę się, że mogłem pomóc.

A czy za stracone bramki ma pan sobie coś do zarzucenia?

– Ja oczywiście nie byłem z tego faktu zadowolony. Do końca meczu było już całkiem niewiele, to byłaby fajna sprawa zakończyć debiut z czystym kontem, tak się jednak nie stało. Myślałem, co mogłem zrobić lepiej przy straconych golach, ale trenerzy ucięli jakiekolwiek rozważania na ten temat. Stwierdzili, że nie popełniłem błędu i żebym przestał o tym myśleć. Tak też zrobiłem.

W Pogoni jest pan od dwóch lat. Początek nie był zbyt obiecujący. Proszę opowiedzieć o swoim debiucie.

– Grałem w meczu drużyny rezerw w Ustroniu Morskim. Już po kilkunastu minutach otrzymałem czerwoną kartkę. Kolega podał mi piłkę, ale zbyt słabo, rywal wyprzedził mnie, a ja go sfaulowałem. Faul i czerwona kartka były ewidentne. Na samym początku mojej przygody z Pogonią przytrafiła mi się taka historia. Mocno to przeżyłem, inaczej bowiem sobie ten mecz wyobrażałem. W kolejnych spotkaniach musiałem oczywiście pauzować, ale mogłem grać w Centralnej Lidze Juniorów, wystąpiłem chyba w czterech meczach i ponownie wróciłem do drugiej drużyny. Udało mi się zatem szybko o tym nieszczęsnym pierwszym meczu zapomnieć. Całe szczęście, że wtedy mimo osłabienia drużyna nie przegrała. Z tego co pamiętam, to zremisowaliśmy wtedy 1:1.

Przechodził pan do Pogoni w wieku 18 lat, ale od dwóch lat grał pan już w gronie seniorów.

– Tak było. W pierwszym zespole Iny zadebiutowałem w wieku 16 lat i przez dwa lata grałem w IV lidze. Co ciekawe, mój debiut w dorosłej drużynie nastąpił zaledwie dwa lata po tym, jak zostałem bramkarzem w ogóle. Wcześniej występowałem w obronie. Zawsze byłem wysoki i zawsze chciałem grać w polu. Nie myślałem o tym, żeby zostać bramkarzem. Bardzo często się zdarza, że o takich sprawach decyduje przypadek. Los chciał, że w pewnym momencie jeden bramkarz się rozchorował, drugiemu coś tam wypadło i wszedłem do bramki. Założyłem rękawice, ale nie byłem początkowo tym faktem zachwycony, bardzo szybko się jednak do gry w bramce przekonałem. Z każdym kolejnym treningiem coraz bardziej mi się to podobało i tak już zostało.

Czy zaczynając grę w wieku 16 lat w drużynie seniorów był pan najmłodszym piłkarzem w drużynie?

– Wtedy tak. Było kilku chłopaków w wieku juniora, ale starsi ode mnie o rok albo dwa. Bardzo szybko musiałem przywyknąć do gry z dorosłymi ludźmi, to chyba mi pomogło w dość szybkiej aklimatyzacji na boiskach seniorów. Mam co prawda dopiero 20 lat, ale z seniorami gram już piąty sezon.

Zdarzały się głupio puszczone gole?

– Zdarzały się, a jakże. Nie było jednak ich zbyt wiele. Nie przypominam sobie sytuacji, żebym w jakiś szczególny sposób zawalał mecze brakiem doświadczenia lub nieodpowiedzialnymi interwencjami.

Nie było momentów zwątpienia?

– Jakieś tam chwile słabości były, ale byłem w o tyle dobrej sytuacji, że kierownikiem w drużynie Iny był mój wujek. On zawsze pilnował, żebym się nie załamywał, żebym solidnie pracował. Bardzo mi pomagał mentalnie, wprowadzał do pierwszej drużyny, udzielał wskazówek. Był takim moim mentorem. Jak się jest bardzo młodym piłkarzem, to takie wsparcie bliskiej osoby jest ważne.

Od dziecka chciał pan być piłkarzem?

– Od dziecka interesowałem się piłką i zawsze chciałem jak najwięcej grać. Mieszkałem bardzo niedaleko stadionu, jakieś kilkaset metrów, zacząłem chodzić na regularne treningi bardzo szybko.

A jak trafił pan do Pogoni?

– Była zima, zostałem zaproszony na sparing, wypadłem całkiem nieźle, później pojechałem na kolejny sparing do Berlina i zaproszono mnie na obóz drużyny rezerw i juniorów. Po nim dowiedziałem się, że obecnie raczej nie ma dla mnie miejsca, bo próbowani są inni bramkarze, ale będą mieli mnie na uwadze. Wróciłem do Goleniowa, ale tylko na pół roku. Dostałem sygnał, że Pogoń chce mnie sprowadzić na stałe. Oczywiście bardzo się ucieszyłem i wyjechałem z Goleniowa. Trochę było żal, bo to rodzinne miasto, ale jednak perspektywa gry w Pogoni to dla każdego młodego chłopaka z regionu bardzo kusząca sprawa.

Klub szykuje akcję, że każdy goleniowianin może wejść na pana szczeciński debiut za 5 złotych. Spodziewa się pan sporo mieszkańców Goleniowa?

– Nie wiem ilu ich przyjedzie na mecz z moim udziałem. Na pewno wybiera się rodzina, kilku dobrych znajomych, mam nadzieję, że grupa z Goleniowa będzie spora, ale dopingu potrzebuje cała drużyna, nie tylko ja. Czeka nas ważny mecz.

Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA