Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Opozycyjny klub

Data publikacji: 03 listopada 2016 r. 09:02
Ostatnia aktualizacja: 03 listopada 2016 r. 14:51
Piłka nożna. Opozycyjny klub
 

Lechia Gdańsk jest rywalem Pogoni Szczecin w najbliższej serii spotkań piłkarskiej ekstraklasy. To będzie mecz kolejki. Oba zespoły są na fali wznoszącej, mają pomysł na grę i w swoich szeregach wielu wartościowych graczy.

Lechia szczególnie w latach 70. miała wielkie piłkarskie aspiracje, dochowała się kilku klasowych piłkarzy, takich jak: Jerzy Kasalik, Tomasz Korynt, Bogusław Kaczmarek, Zbigniew Kruszyński czy Mirosław Tłokiński.

Wszyscy po kolejnych nieudanych sezonach w II lidze odchodzili do klubów I ligi. Jedynym niezłomnym był Zdzisław Puszkarz, który jako piłkarz II-ligowy zadebiutował nawet w reprezentacji w drużynie Kazimierza Górskiego.

Również trenerów Lechia miała wyjątkowych. Z ławki drużyną kierowali przyszli trenerzy polskiej reprezentacji piłkarskiej: Ryszard Kulesza i Wojciech Łazarek. Żaden z nich jednak nie znalazł sposobu, by przywrócić Gdańskowi ekstraklasę.

Stoczniowcy i mundurowcy

Lechia była klubem budowlanym, przez co zdecydowanie mniej wpływowym od klubów z resortu stoczniowego i mundurowego, a właśnie drużyny spod tego szyldu w latach 70. wygrywały rywalizację w drugiej lidze (Arka Gdynia, Bałtyk Gdynia oraz Gwardia Warszawa i Zawisza Bydgoszcz).

– Lechia była w latach 70. klubem trochę szykanowanym – wspomina Eugeniusz Różański, który pod koniec lat 70. prowadził w drugiej lidze Stal Stocznię. – Z klubów trójmiejskich zdecydowanie wyższe notowania miały: Arka, Bałtyk i Stoczniowiec. Lechia była dopiero czwarta.

Lata 70. ubiegłego wieku to okres w naszym kraju bardzo gorący. Szczególnie nasilały się niepokoje w stoczniach. Należy zwrócić uwagę, że Arka, Bałtyk czy Stoczniowiec dopiero po masakrze z roku 1970 zaczęły mieć coraz silniejszą pozycję w polskim futbolu.

– Lechia szkoliła młodzież, miała znakomitych kibiców, świetne tradycje – mówi E. Różański. – Tam też jednak skupiała się opozycja, dlatego wszelkie próby odbudowy silnej drużyny Lechii nie miały w latach 70. żadnych szans.

Jarguz jak Laguna

Eugeniusz Różański świetnie pamięta koniec sezonu 1983/84, kiedy Lechia po ponad 20 latach przerwy wracała na boiska ekstraklasy. Prowadził wtedy drużynę Zagłębia Lubin, która w ostatniej kolejce spotkań grała w Gdańsku z miejscową Lechią.

– Lechia musiała ten mecz wygrać – wspomina Różański. – Przed ostatnią kolejką spotkań miała tyle samo punktów co Olimpia Poznań, która podejmowana była przez Stal Stocznię Szczecin.

W Olimpii grało wówczas wielu piłkarzy powiązanych niegdyś właśnie ze szczecińską piłką nożną: Marek Siwa, Andrzej Borówko i Jacek Burkhardt. Olimpia wygrała w Szczecinie 1:0, ale wygrana niewiele jej pomogła.

Mecz Lechii z Zagłębiem sędziował Alojzy Jarguz. To było jego pożegnanie z gwizdkiem, jego ostatni mecz. Przed spotkaniem urządzono mu pożegnanie. Wszystko wyglądało identycznie, jak w legendarnym i kultowym filmie „Piłkarski poker”.

Włącznie z tym, że Jarguz kilka miesięcy po meczu Lechia – Zagłębie został prezesem lubińskiego klubu i jako jeden z nielicznych chodził w jasnych marynarkach – podobnie jak sędzia Laguna z „Piłkarskiego pokera”.

– Gdy zdobyliśmy gola na 1:2, sędzia Jarguz trzy minuty później podyktował karnego i zrobiło się 1:3 – wspomina Różański. – Nie dało się tego meczu wygrać. Przegraliśmy 2:4.

Juventus czekał

Dopiero w latach 80. pozycja Lechii w polskim futbolu stawała się coraz pewniejsza. W roku 1983 III-ligowy zespół wywalczył Puchar Polski, a w I rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów trafił na słynny Juventus Turyn.

Pierwszoplanową postacią drużyny był wówczas Jerzy Kruszczyński. Do Pogoni trafił w wieku 12 lat i był rówieśnikiem Marka Włocha i Krzysztofa Urbanowicza. To był bardzo udany rocznik, ale Kruszczyńskiemu w przeciwieństwie do swoich kolegów z drużyny juniorów nie udało się przebić do pierwszej drużyny.

W Pogoni zadebiutował już w wieku 17 lat, ale w momencie bardzo mało obiecującym. Pogoń przegrała akurat z Zagłębiem Sosnowiec 1:5, tracąc szanse na zdobycie tytułu wicemistrza Polski.

To był koniec w drużynie trenera Bogusława Hajdasa, ale Kruszczyński odszedł z Pogoni ledwie rok później. Przez pięć lat grał w Arkonii i wydawało się, że już nie wypłynie na szerokie wody. Otrzymał jednak propozycję z Lechii.

Boniek i Platini na Traugutta

Już w swoim premierowym sezonie musiał stawić czoła wspomnianemu Juventusowi – naszpikowanemu mistrzami świata i mającego w składzie oczywiście Zbigniewa Bońka i Michela Platiniego.

25-letni piłkarz zdołał nawet pokonać legendarnego Dino Zoffa, ale pomóc w awansie oczywiście nie mógł. Oba mecze Lechia przegrała – w Turynie 0:7, a w Gdańsku 2:3. Trenerem gdańskiej drużyny był wówczas Jerzy Jastrzębowski, zaledwie 32-letni szkoleniowiec, który nigdy już później nie przeżył podobnych emocji.

– Pamiętam świetnie tamten mecz, choć z punktu widzenia sportowego nie miał on wielkiego znaczenia – wspomina J. Jastrzębowski.

28 września 1983 roku na trybuny stadionu przy ul. Traugutta w Gdańsku przybyło ponad 40 tysięcy ludzi. Wśród nich był między innymi Lech Wałęsa, który na stadionie Lechii zasiadł w przeddzień swoich 40. urodzin i tydzień przed przyznaniem mu pokojowej Nagrody Nobla.

Solidarnościowa manifestacja

Piłkarskie święto z udziałem dziewięciu mistrzów świata, Zbigniewa Bońka i Michela Platiniego, przerodziło się w prawdziwą solidarnościową manifestację.

– Trudno było wtedy skoncentrować się na meczu, choć ten był wyjątkowy – kontynuuje J. Jastrzębowski. – Wszyscy na stadionie wiedzieli, że jest na nim Lech Wałęsa. Ci, którzy tego nie pamiętają, nie zrozumieją, jakie to były emocje, jakie ciśnienie, niepewność. Policja nie mogła nic zrobić. Na stadionie było 40 tysięcy ludzi i na przemian skandowali: Lechia, Solidarność i Lech Wałęsa. Trwało to dwie godziny.

Sam mecz też wywołał wielkie emocje i gdyby odbywał się w innych okolicznościach, to z całą pewnością pamiętany byłby jeszcze bardziej.

– Ja rzeczywiście nie pamiętam tego meczu tak dokładnie, jak powinienem – kontynuuje wspomnienia J. Jastrzębowski. – Przecież nie zawsze zdarza się grać z takim rywalem. Wtedy Juventus to był finalista Pucharu Europy z plejadą mistrzów świata sprzed roku. Pamiętam, że nawet jak Włosi zdobywali gole na 2:2, a potem na 3:2, to trybuny były zajęte zupełnie czym innym. Wszyscy chcieli zobaczyć Wałęsę, utwierdzić się w przekonaniu, że to on. To był czas internowań, stanu wojennego. Dochodziły sprzeczne informacje, plotki, że to sobowtór Wałęsy, że ten prawdziwy został zakatowany, a sobowtóra wpuszczono na stadion, by ludzie mieli nadzieję. ©℗ Wojciech PARADA

Fot. strefahistorii.pl

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

zed
2016-11-03 14:39:59
Nikogo nie oszukał - pokonał komunę. Potem wrogowie Polski (m.in. dziś rządzący) zrobili na niego nagonkę.
guciu
2016-11-03 14:27:21
Lechia grał w niej szczecinianin z Stali Stocznia Szczecin Jerzy Kruszczyński był filarem Lechia Gdańsk strzelił Juventus Turyn w rewanżu PKME 1983 rok w Gdańsk 2 :3 bramkę z rzutu karnego na 2 : 1 dla Lechii Gdańsk w plebiscycie Lechi Gdańsk na jej urodziny 3 w klasyfikacji najlepszych piłkarzy wszechczasów Lechii Gdansk za Tomaszem Koryntem i Zdzisławem Puszkarzem na stronie internetowej Lechii Gdańsk.
Alek
2016-11-03 13:28:39
straszne, że ludzie tak wierzyli w Lecha W. a on tak ich oszukał :/

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA