Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Jak Niciński mierzył się z Mendietą

Data publikacji: 21 października 2016 r. 15:40
Ostatnia aktualizacja: 21 października 2016 r. 15:40
Piłka nożna. Jak Niciński mierzył się z Mendietą
 

PIŁKARZE Pogoni Szczecin w piątek będą podejmowani przez beniaminka ekstraklasy, zespół Arki Gdynia. Trenerem zespołu jest Grzegorz Niciński, który w latach 1995-97 był piłkarzem Pogoni.

Wrócił do rodzinnej Gdyni, skąd się wywodzi i skąd trafił do szczecińskiego klubu. To tu się rozwinął, to w Szczecinie stał się piłkarzem w kraju rozpoznawalnym na tyle, że był jednym z pierwszych piłkarzy kupionych przez Bogusława Cupiała do tworzonej dopiero wielkiej Wisły Kraków.

Był grudzień roku 1994. Andrzej Rynkiewicz jechał do Gdyni na rozmowy w sprawie Grzegorza Nicińskiego. Oglądał go w akcji w jednym z meczów na zapleczu ekstraklasy i przy okazji sprowadził też do Szczecina rówieśnika Nicińskiego, Macieja Faltyńskiego.

Futbol na Wybrzeżu był w ruinie. Młodzi, utalentowani piłkarze z klubów gdyńskich i gdańskich szukali innego miejsca do rozwoju. To dlatego do Pogoni trafili: Marcin Kaczmarek (Lechia), a w kolejnym sezonie Maciej Faltyński i Grzegorz Niciński (Arka).

Ulubieniec Lenczyka

Andrzej Rynkiewicz dużo sobie po tych zawodnikach obiecywał. Niciński natomiast został ulubieńcem swojego pierwszego trenera na poziomie ekstraklasy – Oresta Lenczyka.

Zanim trafił do Pogoni, a był tego już bardzo blisko, to otrzymał powołanie na towarzyski mecz piłkarski drużyn młodzieżowych z Hiszpanią. W grudniu 1994 roku miała miejsce sytuacja bez precedensu. W kadrze młodzieżowej znalazło się aż pięciu graczy Pogoni Szczecin i wszyscy wystąpili w wyjściowym składzie.

– Pojechałem na ten mecz osobiście, bo chciałem zobaczyć, jak Grzesiu radzi sobie w towarzystwie innych młodych piłkarzy, którzy już byli w Pogoni – wspomina A. Rynkiewicz. – Po tym meczu nie miałem już wątpliwości, że chcę tego piłkarza w drużynie.

Rywalizacja z Mendietą

Leszek Pokładowski, Rafał Piotrowski, Marcin Kaczmarek, Olgierd Moskalewicz i Grzegorz Niciński grali jak równy z równym przeciwko takim graczom, jak: Mendieta, Morientes, Raul, czy de la Pena. Przegrali 0:1, ale pokazali duże możliwości i perspektywy.

Niciński trafił do Pogoni pod skrzydła Oresta Lenczyka. To był trener, który w późniejszym etapie kariery Nicińskiego wywarł bardzo istotne piętno na jej przebieg. Lubił takich piłkarzy – poukładanych, zdyscyplinowanych, znających swoje miejsce na ziemi, chcących się uczyć i mających plan na życie. Zawsze, gdy Niciński trafiał do drużyny Oresta Lenczyka, to miał pewne miejsce w składzie.

– Z piłkarzy grających wtedy w Pogoni dziś kilku z nich jest cenionymi trenerami – dodaje A. Rynkiewicz. – Piotr Mandrysz, Marcin Kaczmarek, to też ludzie, którzy świetnie sobie radzili, jako piłkarze i obecnie jako szkoleniowcy.

Niciński pod wodzą Lenczyka zagrał w 13 meczach i strzelił zaledwie jedną bramkę. Kolejny sezon okazał się dla piłkarza ogromnym rozczarowaniem. Drużyna w teoretycznie bardzo mocnym składzie spadła z ekstraklasy. Niciński trafił do Pogoni, bo chciał się rozwijać na boiskach ekstraklasy. Okazało się, że po 1,5 roku wrócił tam, skąd przyszedł.

Zastąpił Dymkowskiego

Występy w II lidze w barwach Pogoni nie były jednak dla Nicińskiego czasem straconym. Wręcz przeciwnie, dużo mu dały. Zespół objął trener Romuald Szukiełowicz i miał jeden poważny problem. Nie wiedział, jak wypełnić lukę po Robercie Dymkowskim, który został wypożyczony do greckiego PAOK Saloniki.

Najpierw przeprowadził z Nicińskim długą rozmowę, pytał piłkarza, na jakiej pozycji chciałby grać. Niciński 20 lat temu, to był piłkarz trochę podobny do Adama Frączczaka z obecnego okresu. Często zmieniał pozycje, grał na skrzydle, na środku pomocy, a także w ataku. Nigdzie jednak nie potrafił zagrzać miejsca na dłużej. Szukiełowicz postanowił to zmienić. Postanowił, że Niciński zostanie napastnikiem i była to doskonała decyzja.

Niciński w sezonie 1996/97 strzelił 15 goli, przyczynił się do awansu do ekstraklasy, a w kolejnym sezonie choć Szukiełowicza zastąpił Bogusław Baniak, a z Grecji wrócił Dymkowski, to Niciński pozostał na pozycji napastnika.

Mecz z Wisłą kluczowy

W ekstraklasie szło mu już gorzej, w rundzie jesiennej zdobył zaledwie cztery gole, ale szczególnie dobrze zaprezentował się w jednym z ostatnich meczów rundy z Wisłą Kraków. Strzelił jedną z dwóch bramek, kolejną wypracował i praktycznie zapewnił punkt w konfrontacji z klubem, który akurat szykował się do wielkich wyzwań.

Klub przejmował Bogusław Cupiał, który w przerwie zimowej dokonał licznych zakupów. Jednym z graczy, na których chciał opierać drużynę był właśnie Niciński. To było spore zaskoczenie, że właśnie ten gracz znalazł się w gronie uznanych gwiazd polskiego futbolu. W pierwszym rzucie wytransferowanych piłkarzy byli bowiem tacy piłkarze, jak: Kazimierz Węgrzyn, Krzysztof Bukalski, Grzegorz Kaliciak, Radosław Kałużny, Ryszard Czerwiec, Daniel Dubicki.

Niciński do tego grona dołączył niemal w ostatniej chwili. Pierwotnie klub chciał pozyskać Mirosława Waligórę, ale temat ostatecznie upadł, a klub zdecydował się na piłkarza Pogoni Szczecin.

Niciński w Wiśle dwa razy zostawał mistrzem Polski, późniejsi trenerzy nie zawsze widzieli w nim podstawowego zawodnika, był wypożyczany do GKS Katowice, ale wracał zawsze wtedy, gdy trenerem zostawał Orest Lenczyk. U niego zawsze miał pewne miejsce w składzie, ale jak przystało na piłkarza uniwersalnego, znów nie zagrzał długo miejsca na jednej pozycji. U Lenczyka był głównie defensywnym pomocnikiem.

Piłkarz ostatecznie rozegrał w ekstraklasie ponad 250 spotkań, ale tylko nieco ponad 50 w Pogoni. W piątek przyjdzie mu poprowadzić drużynę przeciwko klubowi, z którego wypłynął. ©℗ Wojciech PARADA

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA