Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Zwyczajny facet, nadzwyczajny raper

Data publikacji: 24 marca 2018 r. 17:10
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:48
Zwyczajny facet, nadzwyczajny raper
 

Bezpretensjonalny ekshibicjonizm – oto żywioł, który dominuje na najnowszej, bardzo dobrej płycie Tego Typa Mesa zatytułowanej „Rapersampler”. Artysta, któremu co jakiś czas wytykano pewne kabotyństwo, przedstawił się na nim jako zwyczajny facet ze zwyczajnymi problemami. W polskim hip-hopie – zdominowanym przez chłopców symulujących swoje własne wizerunki – na taki luz może pozwolić sobie tylko ktoś, kto wie, że nie musi już niczego udowadniać, ponieważ, z grubsza rzecz biorąc, jest poza zasięgiem swoich kolegów po fachu.

Oczywiście, pewne zapętlenia Mesowi obce nie są. Jego poprzednia płyta, „Ała”, mimo paru kapitalnych numerów, jako całość była jednak cokolwiek niestrawna. Mes postanowił bowiem dowieść światu, że nie jest jakimś tam raperzyną, ale prawdziwym artystą niezależnym (cokolwiek to znaczy)  i poczęstował nas albumem, na okładce którego robi coś dziwnego z rękami w towarzystwie za dużej ryby w akwarium, dezorientującym odbiorcę kakofonią dźwięków wynikającą z „przekraczania muzycznych granic”, pełnym nadętych deklaracji, że należy czytać książki, codzienność jest męcząca, a prawdziwe autorytety upadły. No cóż. Z drugiej strony – jak się jest artystą, który nieustannie eksperymentuje i szuka nowych rozwiązań, to takie ślepe uliczki muszą się zdarzyć co jakiś czas.

Na albumie „Rapersampler” wajcha poszła w drugą stronę i Mes – który po raz pierwszy przygotował także całą oprawę muzyczną, minimalistyczną, ale pełną smaczków – postawił na prostotę. Wciąż zdarza mu się troszeczkę mętniactwa, ale to margines marginesów, na pierwszym, drugim i trzecim planie są nasycone konkretami i emocjami wersy osobiste, autobiograficzne. Artysta wspomina o poważnych sprawach – o problemach zdrowotnych matki, o tym, jak sam z poważnymi obrażeniami trafił do szpitala, podczas pijackiej nocy pobity przez policjantów – ale jeszcze częściej błyskotliwie zwierza się ze spraw – pozornie? – lżejszego kalibru. Duma nad genami odziedziczonymi po ojcu i dziadku, autoironicznie biadoli nad własną niekonsekwencją i złamaniem danych samemu sobie obietnic, przyznaje, że kiedyś za wszelką cenę starał się podobać wszystkim, opowiada o swoim mieszkaniu za 116 tysięcy złotych, w kupieniu którego pomogła mu rodzina, i o swojej dzielnicy, Wyględowie – ceni ją m.in. za to, że nie ma sklepu nocnego, ten mógłby go bowiem, powiedzmy, rozpraszać. Weźmy takie wersy: „Polacy tak brzydko jak zimą wyglądają jeszcze na weselach / ja robię ten bit zimą myślami siedzę na Seszelach / tak ch…jowo wyglądasz w czapkach – powiedziała mi kiedyś panna / z plemienia czapek outcast – trauma! / myślałem, że kapelusz lepiej – eeee, nie / równie dobrze mógłbym włożyć dekiel na łeb”. Płyną te historie wartko, bo – o czym napisano już setki tekstów – Mes jest muzykalny, bardzo sugestywnie podśpiewywuje, a ponadto style nawijania zmienia jak rękawiczki.

Nie jest to album, który chwyci nas za gardło dramatyzmem wyznań, bo nie chce być taki. I nie musi. Niektórzy obdarzeni łaską talentu ludzie prezentują się korzystniej, gdy nie prężą nadmiernie muskułów. Należy do nich Mes. ©℗

A. SASINOWSKI

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

hh
2018-03-26 08:21:12
Pisze o mieszkaniu, a siedzi w dwudrzwiowym mercedesie - co prawda 10-letnim, ale jednak :)
music fan
2018-03-24 18:28:27
I to jest muzyka a nie jakis pseudo uliczny patohipkop ktory puszcza patola w komunikacji miejskiej ze swoich srajfonow,kidys jedna plyta cd oryginalna byla drozsza od ich zasranego telefonu

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA