Środa, 24 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Szczecin dał mi szansę

Data publikacji: 19 grudnia 2015 r. 22:04
Ostatnia aktualizacja: 08 listopada 2018 r. 02:41
Szczecin dał mi szansę
 

Rozmowa z Konradem Betą, aktorem Teatru Współczesnego, laureatem tegorocznej Srebrnej Ostrogi plebiscytu Bursztynowy Pierścień

- Na początek cytat z Kuriera Szczecińskiego: „w roli Piotrusia Pana zadebiutował całkiem nieźle student IV roku Konrad Beta”.

- Z tym debiutem to jest dziwna sprawa- bo jeśli brać pod uwagę pierwszą rolę, zagraną po ukończeniu szkoły, to moim debiutem są „Męczennicy” - i tak zostało przyjęte. „Piotruś Pan” był moim pierwszym repertuarowym spektaklem w Szczecinie, pierwszym występem dla szerokiej publiczności, z zawodowym zespołem. Oficjalnie „Piotruś” jest zaliczany jako mój drugi dyplom w szkole teatralnej.

- W jaki sposób student z Krakowa pojawił się w Szczecinie? Kto Pana wypatrzył – dyrektor Anna Augustynowicz czy Ewelina Marciniak, reżyser „Piotrusia”?

- Ewelina Marciniak. Kiedy ja zacząłem studia, ona była już poza szkoła, robiła spektakle, więc nie zdążyliśmy się spotkać, ale Michał Buszewicz- dramaturg, z którym współpracowała- zobaczył mnie podczas egzaminu na II roku. Po dwóch latach, Ewelina zadzwoniła, umówiliśmy się na spotkanie i wtedy zaproponowała mi główną rolę w „Piotrusiu”. Kilka dni później w Krakowie, na festiwalu „Boska Komedia” spotkałem się z Anią Augustynowicz, która zaproponowała mi główną rolę w „Męczennikach”. Nie miałem wątpliwości, co powinien zrobić.

- Wychodzi na to, że „Piotruś Pan” był spektaklem obarczonym dużym ryzykiem: albo etat w Szczecinie, albo szukanie pracy.

- Bardzo się cieszę, że ktoś mi zaufał, że chciał podjąć ryzyko i dał mi szansę. Z tego co słyszę, rzadko się zdarza taka sytuacja, że powierza się takie zadania osobom zupełnie nieznanym.

- Może szła za Panem fama? Że jest taki młody, zdolny student....?

- Chyba nie (śmiech). W tym wypadku to raczej zasługa wspomnianego egzaminu na II roku. Profesor Małgorzata Hajewska zaproponowała nam do pracy opowiadania Gombrowicza, mieliśmy z kolegą zagrać bohatera z rozdwojeniem jaźni: on tę zdrową osobowość, ja tę chorą. Musieliśmy sami ułożyć tekst, szło nam jak po grudzie, groził nam brak zaliczenia. I nagle wzięliśmy się do kupy i egzamin wyszedł bardzo dobrze. Dwa lata później okazało się, że ktoś to zauważył i zapamiętał.

Rozmawiała Katarzyna STRÓŻYK

Cały wywiad w magazynowym "Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu

Fot. Robert STACHNIK

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA