Wtorek, 23 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Marek Czaja

Data publikacji: 24 listopada 2016 r. 13:44
Ostatnia aktualizacja: 19 czerwca 2018 r. 17:47
Marek Czaja
 

Koledzy mówili o nim, że jest takim marynarzem, który po zejściu ze statku wsiada na jacht i żegluje dalej. Marek Czaja do tego stopnia polubił morze, że powyższe powiedzenie pasuje do niego jak ulał. Z żeglarstwem związał się w 1966 r. w Pogoni, gdzie właśnie zdobył najniższy stopień u Włodka Przysieckiego, który był wówczas w komisji egzaminacyjnej. W 1969 r. powiększył swoje kwalifikacje żeglarskie do stopnia sternika jachtowego.

W tej sytuacji nie ma się co dziwić, że w 1974 r. trafił do szkoły morskiej, która od tego roku otrzymała status wyższej. W tym samym roku był już jachtowym sternikiem morskim, a w kolejnym jachtowym kapitanem bałtyckim. Jego kariera zawodowa koncentrowała się w Polskiej Żegludze Morskiej. Pływał na „Sołdku”, na którym m.in. opuszczał banderę po zakończeniu eksploatacji, „Bełchatowie”, „Turoszowie” i innych. Woził węgiel, siarkę, rudę, zwiedzając z tymi ładunkami pół świata od Europy po Brazylię. Nie obca mu była także praca u armatorów zagranicznych, czyli saksy. W jednym z rejsów u armatora norweskiego przeżył dość dramatyczną przygodę. Otóż właściciel statku nie zważając na zbliżający się sztorm, bardzo się śpieszył i maszyna pracowała na najwyższych obrotach. W końcu odmówiła posłuszeństwa i zwyczajnie wszystko w niej wybuchło. Na szczęście mechaników nie było w maszynowni. Statek miotany falami i sztormowym wiatrem szybko zbliżał się na Morzu Północnym do niebezpiecznych wysp. Wezwano potężny, francuski holownik, który odciągną ich od niebezpieczeństwa i przeholował do portu Le Havrte.

Jak powiedzieliśmy wyżej niemal każdy urlop nasz rozmówca spędzał na jachtach. Sam dowodził dużymi jedndostkami i żeglował po Bałtyku, Morzu Północnym. Jako oficer brał udział w rejsie do Ameryki Północnej na Operację Żagiel, uczestniczył w rejsie na regaty Admiral Cups i kilkakrotnie brał udział w The Tall Ships Races, która wówczas nazywała się Operacją Żagiel. Żeglował po dalekich zakątkach Europy. min. opływając od północy Szkocję i tam także uczestnicząc w dramatycznych przygodach, gdy szybkość jachtu osiągasła 10-11 węzłów (blisko 20 km/godz.) i stracili spinaker oraz jeden z przednich żagli, a skały były blisko i nawet słychać było przybój.

Z takim doświadczeniem żeglarskim i morskim trudno byłoby nie docenić jego kwylifikacji i w ten sposób w 1994. został komandorem „Pogoni”, czyli jest nim już 22 lata. Klub był w stosunkowo dobrej sytuacji, gdyż wchodził w skład wielu sekcji: od piłki nożnej i ręcznej właśnie po żeglarstwo. Pogonią opiekował się Zarząd Portu Szczecin, który załatwiał (czytej łożył) na większość klubowych potrzeb.

Tak jednak długo nie mogło być. Pogoń podzieliła się na poszczególne samodzielne sekcje i w ten sposób żeglarze zostali sami z sobą. Prozaiczne sprawy takie jak opłaty za prąd, wodę i kanalizację urosły do problemów, gdyż nikt jeszcze nie przejmował się oszczędzaniem, a sponsorów chętnych do płacenia nie było wielu. Stan basenów żeglarskich też sprawiał wiele do życzenia. Zbudowane przed wojną, zaczęły się rozsypywać. W tym czasie wicekomandorem został Zbigniew Jagniątkowski i razem z Markiem Czają zaczęli podejmować odważne ale i ryzykowne decyzje. Wzięli w banku wieloset-tysięczny kredyt i zczął się remąt i przebudowa przystani. Pogłębiono basen i wbito ściankę larsenowską, którą odkupiono od Zarządu Portu za cenę złomu. W połowie lat dziewięćdziesiątych powołano zespół, który przygotował koncepcję rozbudowy przystani i przedstawił ją na Radzie Szczecina. To wówczas klub otrzymał w akcie notarialnym obecnie zajmowany tenen na 30 lat i można było sensownie przystąpić do rozbudowy. Skorzystano wówczas z unijnych funduszy pomocowych, do którch trzeba było mieć wkład własny.
W ten sposób można było znacznie powiększyć basen żeglarski i ustawić w nim pomosty do cumowania jachtów, zabezpieczyć basen techniczny, wyremontować kolejne nabrzeża, przeprowadzić remont budynku klubowego wraz z jego ociepleniem, wreszcie uruchomić toalety.

To nie były jeszcze wszystkie wykonane prace. Od strony strugi zbudowano zaporę przeciw zamulaniu basenów, wyremontowano kolejne nabrzeża, wykonano dwa pomosty pływające, wewnątrzklubowa droga otrzymała nawierzchnię aswaltową, przygotowano obszerny plac składowy dla jachtów, zbudowano na podwyższeniu bosmanat i wreszcie zakupiono nowy dzwig do podnoszenia jachtów z wody, a także wykonano wózek do przewożenia dużych jednostek.
Obecnie na przystani Pogoni może bazować ok. 230 jachtów żaglowych i motorowych, a gdy Marek Czaja zostawał komandorem tych jachtów było zaledwie ok. 30. Taka jest miara postępu, gdy odpowiedni ludzie otrzymają możliwość działania.

Andrzej Gedymin

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

M@rek
2016-12-02 08:55:35
W 1974 r to nie trafil a ukonzyl WSM :)

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA