Wtorek, 16 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Szczecin był równorzędny Gdańskowi

Data publikacji: 2015-08-31 12:45
Ostatnia aktualizacja: 2015-08-31 12:45
Szczecin był równorzędny Gdańskowi
 

Rozmowa z Agnieszką Kuchcińską-Kurcz, pełnomocnikiem marszałka do spraw Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie

 

- O czym myślisz w pierwszej chwili, kiedy słyszysz hasło: Sierpień'80?


- O entuzjazmie, wielkiej nadziei i o tym, że ludzie uwierzyli, że coś się może zmienić.


- Miałaś wtedy naście lat... I to zdecydowanie mniej niż więcej  owych „naście"...


- I nie rozumiałam tak do końca, co się dzieje. Dla mnie robotnicze postulaty, to była oczywiście rzecz obca. Natomiast czułam inną atmosferę w domu, widziałam wielką radość i dostrzegłam, że nagle ludziom zaczęło się chcieć. Zewsząd czuć było wielka energię, której ja wcześniej przez całe lata nie wyczuwałam. I mimo że nie zmieniło się nic materialnie wokół, bo moi rodzice, nauczyciele PRL-owscy jak byli biedni wcześniej, tak i byli biedni dalej – mama miała jedne buty na cztery pory roku – ale zaczęli być bardziej aktywni, więcej się uśmiechać, przychodzili jacyś nowi ludzie, nawiązywały się przyjaźnie, jakieś wspólne akcje przeprowadzano. Pamiętam na przykład, jak mama, która uczyła wychowania plastycznego w „dziewiątce” wykonywała jakieś opaski strajkowe... Niesamowite! To był kosmos, inny świat. Pierwszy raz w życiu miałam wrażenie bycia częścią historii. O moim uczestnictwie trudno mówić, ale wystarczył mi widok rodziny, sąsiadów, znajomych.


- Masz wrażenie, że tamte emocje wpłynęły na Twoje późniejsze wybory życiowe?


- Trudno mi powiedzieć czy akurat ten czas... Oczywiście pamiętam, jak chodziliśmy po „Jedność”, tutaj, na Małopolską, pamiętam euforię i to, że wszyscy mieliśmy wpięte znaczki Solidarności (chociaż nie bardzo rozumiałam co to znaczy NSZZ), natomiast na moje wybory większy wpływ miał stan wojenny. Bo to było bardzo bolesne cięcie... Odczułam jego wprowadzenie jako ogromny wstrząs. Ktoś słusznie napisał w jakimś reportażu, że nie wolno zabijać nadziei.


- Dlaczego właśnie nam w Szczecinie przydarzył się sierpień 80?


- Och, historycy, socjologowie od lat próbują na to pytanie odpowiedzieć...


- Ale ja pytam o Twoje zdanie, która teza jest ci najbliższa?


- Na pewno ogromnie ważnym doświadczeniem był grudzień. Ci ludzie z grudnia, gdzieś się później także pojawiali w sierpniu, aczkolwiek oni mieli w tyle głowy dramat grudniowy, byli przez całe lata zastraszani. Mieli prawo trzymać się z boku, a jednak jakoś funkcjonowali. Środowiska opozycyjne nie były w Szczecinie lat siedemdziesiątych specjalnie rozbudowane, ale przecież istniały i robiły swoje. Wprowadzały zmiany w społecznej świadomości, wychowywały kadry do tego, co się później działo, docierały do środowisk robotniczych, ludzie dyskutowali... W 1976 roku, podczas wydarzeń w Radomiu i Ursusie, zakłady z naszego regionu też protestowały, na przykład Dolna Odra. Nie były to protesty na dużą skale, ale jednak... Lata siedemdziesiąte w Szczecinie przyniosły także sprawę studenta z PAM, Jacka Smykała, który podczas zajęć z podstaw nauk politycznych zapytał panią prowadzącą - która zresztą bardzo studentów zachęcała do szczerej dyskusji - dlaczego w suwerennym kraju, jakim rzekomo jest Polska, stacjonują wojska radzieckie. Ktoś doniósł o tym władzom i Smykał momentalnie wyleciał z uczelni. To był listopad 1975 roku. Pierwsza tego typu sprawa w Polsce. Smykał skończył studia dopiero jak wybuchła Solidarność. Co ciekawe, interweniowali w jego sprawie z jednej strony Karol Wojtyła, a z drugiej... Mieczysław Rakowski. Dziś jest lekarzem, mieszka w Zielonej Górze.


- Najważniejsza w Twojej ocenie postać szczecińskiego Sierpnia'80?


- Symbolicznie bez wątpienia Marian Jurczyk. I tego nikt mu nie odbierze, niezależnie od faktu, jak potoczyły się dalsze jego losy. Uważam zresztą, że patrzenie na Jurczyka z 1980 roku przez pryzmat jego prezydentury jest bez sensu. Bohaterowie rzadko sprawdzają się w normalnych czasach.

- A inni?

- Wokół Jurczyka było bardzo wiele ciekawych postaci – Stanisław Kocjan, Stanisław Wądołowski, nawet dzisiejszy prezes Pogoni, Jarosław Mroczek, zasiadał w prezydium komitetu strajkowego, był członkiem komisji mieszanej, Lucyna Plaugo... Dzięki niej mamy inną narrację niż narracja męska o wydarzeniach sierpnia 1980 w stoczni – a to jest gigantyczna różnica, prawdziwie inne spojrzenie. Tylko kobieta powie o lęku, o smrodzie, upale... Panowie w ogóle o takich rzeczach nie mówią. To dzięki niej dowiedziałam się też, dlaczego taka lipa wyszła z tą naszą sierpniową legendą szczecińską...


- Uprzedzasz moje pytanie o tradycyjnie przegraną przez Szczecin wojnę o pamięć... Co takiego opowiedziała pani Lucyna?


- Pamiętasz zdjęcia z zakończenia strajku w Gdańsku?

- Tak

- No właśnie - każdy je zna. Ogłoszenie, brama, tłumy wiwatujące, Wałęsa wynoszony na ramionach. A jak zakończenie strajku wyglądało w Szczecinie? Owszem, brama, uradowany tłum. I co się dzieje? Wychodzi komisja rządowa – wszyscy się cieszą, klaszczą. Ale gdzie są bohaterowie, czyli członkowie komitetu strajkowego? Zostali w stoczni. Postanowili przed wyjściem uporządkować sprawy finansowe związane m.in. ze społeczną zbiórką pieniędzy, które mieli przekazać w depozyt do banku. I to zrobili. A potem wyszli ze stoczni. Tyle, że wtedy nikt już na nich nie czekał. Było pusto...


- Okropna scena.


- Tak, byłam wstrząśnięta, kiedy pierwszy raz usłyszałam tę historię. Zresztą do tej pory nie mogę o niej myśleć spokojnie... Poza wszystkim – takich momentów w historii nie wolno przegapiać. Choćby nie wiem co.


- Ale nie tylko dlatego Szczecin przegrał swoją legendę... Mówiąc przegrał mam na myśli fakt, że w Polsce i na świecie Sierpień'80 kojarzony jest z Gdańskiem.


- Istotny wpływ miał brak dziennikarzy. W Gdańsku byli i zrobili gigantyczna robotę, świat się dowiedział. W Szczecinie przez dłuższy czas dziennikarzy ze strajku przepędzano. A to już była epoka medialna. I w świat poszły obrazki z Gdańska... Nie ukrywajmy jeszcze jednego: doradcy gdańskiego komitetu, to były postaci znane, mieli nazwiska. Nasi dopiero się szlifowali. No i jednak istotny był też format przywódców. Nie ma porównania między charyzmą Wałęsy a Jurczyka. Wałęsa to samorodek polityczny, świetnie umiejący sobie radzić na wiecach, w konfrontacji z tłumem, w dyskusji. Jurczyk sprawdził się tutaj, kiedy tłum był jednomyślny. Ale przede wszystkim – to my, tu w Szczecinie – zaniedbaliśmy sprawę.


- Sądzisz, że po 1989 roku można było zrobić więcej dla pamięci o szczecińskim sierpniu?


- Oczywiście. Zresztą my zaniedbaliśmy nie tylko sprawę sierpnia, ale pamięć o całej naszej szczecińskiej historii. Praktycznie żadne nasze przełomowe momenty nie są w Polsce kojarzone, weźmy styczeń 1971 czy wydarzenia roku 1988. Kładziemy sprawę naszej pamięci całkowicie, na wszystkich frontach. Jesteśmy albo zbyt nieśmiali, albo za skromni... Nie wiem. Sam Gdański przyznaje, że bez strajku w Szczecinie historia ułożyłaby się zupełnie inaczej. W żadnym razie nie powinniśmy mieć kompleksów. W sierpniu byliśmy ośrodkiem równorzędnym z Gdańskiem.


- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Berenika Lemańczyk

Fot. 1 i 2. Robert STACHNIK (fot. Agnieszki Kuchcińskiej-Kurcz, fot. Centrum Dialogu Przełomy)

Fot. 3. Stefan CIEŚLAK (skarbonka przed stocznią)

fot. 1 Zbiórka na wolne związki zawodowe - sierpień 1